Strona:PL Sue - Tajemnice Paryża.djvu/46

Ta strona została skorygowana.

przypomniawszy sobie, że będzie musiała wrócić do brudnej izby, zalała się rzewnemi łzami.
— Co ci jest? czego płaczesz?
— Nic, nic. — Otarła łzy i dodała: — Nie zważaj pan na mój smutek...
— Założyłbym się, że myślałaś o twoich różach?
Powóz zbliżał się do Saint-Denis.
— Co za piękna dzwonnica!
— To dzwonnica pięknego kościoła Świętego Djonizego. Może chcesz go zobaczyć? każę stanąć.
— Od czasu, jak jestem u teraźniejszej mojej gospodyni, nie śmiałam wejść do kościoła.
— Bóg jest litościwy! Dlaczego boisz się modlić?
— O! nie... dosyć już obrażam Pana Boga.
Po chwili milczenia Rudolf zapytał Guazelę:
— Czy kochałaś już kiedy?
— Nigdy! Żeby kochać, trzeba być uczciwą... Ale nie, nie mówmy o tem.
— Dobrze, mówmy o czem innem... Czy ci jaką przykrość zrobiłem?
— Pan jesteś tak dobry dla mnie, że mi się chce płakać... Wziąłeś mnie na wieś, dla mojej przyjemności... Nie rychło zapomnę tak wielkie szczęście.
— Szczęście rzadko się zdarza! Ja, jeżeli nie jestem szczęśliwy, przynajmniej często marzę o szczęściu. Chciałbym być bardzo bogaty; mieć powozy... żyć w wielkim świecie, codzień chodzić do teatru. A ty?
— Ja nie żądam tak wiele. Bylebym miała czem zapłacić mojej gospodyni... trochę pieniędzy, schludny pokoik.
— I dużo kwiatów w oknie?
— O, koniecznie!...
— Lecz kiedy żądać, to można sobie coś więcej pozwolić... pięknych sukien?...
— Niekoniecznie.. Chcę tylko być wolną, mieszkać ma wsi, a nadewszystko.. umierać nie w szpitalu... To okrop-