Strona:PL Sue - Tajemnice Paryża.djvu/460

Ta strona została skorygowana.

człowiek, co przekroczył granicę honoru, przestawał być człowiekiem. Tylko widok strasznego wrażenia, jakie to odkrycie wywarło na starym jej przyjacielu, był dla niej niezmiernie bolesny.
— Uspokój się — rzekła do niego półgłosem. — Dla ciebie, dla mnie, dla tego człowieka, wiem co należy zrobić.
Starzec popatrzył na nią, wzdrygnął się, rysy jego przybrały wyraz groźny, i zapominając, że syn może słyszeć go, zawołał:
— I ja także, dla ciebie, dla mnie, dla tego człowieka, wiem, co mi pozostaje do zrobienia!
— Kto tam? — zapytał Florestan zdziwiony.
Księżna, nie chcąc być przez niego widzianą, zniknęła przez małe drzwiczki, kędy była weszła. Florestan zapytał raz jeszcze: kto tam? a nie otrzymując odpowiedzi, wszedł do salonu. Broda i odzież tak zmieniły starego hrabię, że syn, który od wielu lat go nie widział, nie poznając go zrazu, zawołał groźnie:
— Co tu robisz? kto jesteś?
— Jestem mężem tej kobiety! — odpowiedział starzec, wskazując na portret hrabiny de Saint-Remy.
— Mój ojciec! — krzyknął Florestan i cofnął się przerażony, poznając rysy oddawna zapomniane. — Ojcze, byłeś tu?
— Byłem.
— Słyszałeś?
— Wszystko!
Florestan jęknął i zakrył twarz rękoma; Obecność ojca zasmuciła go nieco, lecz wnet, jak prawdziwy szalbierz, postanowił skorzystać z tej okoliczności.
W takiem więc przekonaniu odezwał się z pokorą:
— Kiedym stracił matkę, miałem lat niespełna dwadzieścia, znalazłem się na świecie sam, bez doradcy, bez podpory, pan znacznego majątku. Przywykły od dzieciństwa do przepychu, uważałem go za nieodbitą, nie-