Strona:PL Sue - Tajemnice Paryża.djvu/467

Ta strona została skorygowana.

dom; czy nie chciałbyś go nabyć, bo i tobie takżeby się przydał — Florestan ostatnie słowa dodał z przyciskiem.
— Nie możesz przyjąć tej propozycji, — rzekła księżna.
— Dlaczego?
— Kochany Konradzie, dom, który ci chcą sprzedać, już jest sprzedany innej osobie.
Niewiadomo, jak daleko zaszłaby ta przykra rozmowa; szczęściem przerwało ją przybycie księcia de Lucenay; on z żoną i księciem Montbrison pojechali na wieczór do pani Sainval; Florestan zaś popędził do domu, pogrążony w najczarniejszych myślach. Boyer spotkał go na progu i oznamił, że stary hrabia Saint-Remy czeka już w sali, a Petit-Jean siedzi na dole w przedpokoju.
Florestan pobiegł do ojca.
— Przepraszam po tysiąc razy, drogi ojcze, że ci dałem czekać.
— Człowiek, co ma w ręku fałszywy weksel, jest tu? — przerwał starzec.
— Jest na dole.
— Kaź mu przyjść.
Florestan posłał Boyera po Petit-Jeana.
Stary hrabia schował ręce w kieszeniach długiego surduta i chodził po pokoju milczący i blady. Wtem wszedł Petit-Jean.
— Gdzie weksel? — spytał starzec.
— Oto jest — odpowiedział Petit-Jean.
Hrabia podał synowi dwadzieścia pięć biletów bankowych po tysiąc franków i kazał zapłacić. Petit-Jean zabrał pieniądze i odszedł; stary hrabia wyszedł za nim. Florestan rozdarł fałszywy weksel, mówiąc do siebie:
— Przynajmniej 25,000 fr. od Klotyldy mi zastaną, ale jak się ze mną obeszła! Ale, gdzież ojciec?
Szczęk klucza, dwa razy obróconego w zamku, zastanowił Florestana. Ojciec wrócił, był jeszcze bledszy, niż wprzódy.