Strona:PL Sue - Tajemnice Paryża.djvu/469

Ta strona została skorygowana.

dzę dopełnić rewizji z powodu kradzieży brylantów, o którą oskarżają hrabiego de Saint-Remy, pan Baudoin, jubiler ma dowody. Jeżeli nie otworzycie, każę wyłamać drzwi.
— Już złodziej! nie omyliłem się! — rzekł stary półgłosem. — Przyszedłem cię zabić, spóźniłem się.
— Zabić mnie!
— Dość już sromoty dla mego imienia! kończmy: mam tu dwa pistolety, zastrzel się, albo ja cię zastrzelę i powiem, że odebrałeś sobie życie, aby uniknąć hańby. — Hrabia ze straszliwą zimną krwią wyjął z kieszeni pistolet i lewą ręką, którą miał swobodną, podał go synowi, mówiąc: Prędzej! kończ, jeżeliś nie podły tchórz!
Florestan szarpał się w ręku ojca, zsiniał cały, patrzył na starca, ale w strasznem, nieubłaganem oku ojca nie było nawet śladu litości.
— Ojcze, — zawołał — poprawię się!
— Zapóźno! czy słyszysz? wybijają drzwi.
— Wynagrodzę moje błędy!
— Wejdą zaraz, trzeba więc, żebym ja cię zabił?
I starzec oparł lufę pistoletu na piersi syna. Florestan widział niechybną śmierć i rzekł:
— Masz słuszność ojcze. Życie, które mnie czeka, jest okropne. Daj mi broń, zobaczysz, czy mi braknie odwagi. Ale przebacz mi.
Przeciągły trzask drzwi okazał, że je wyłamywano.
— Ojcze, idą! O, teraz śmierć jest dobrodziejstwem. Ale nie mogę tak umierać. Błagam cię, ojcze, o jedno tylko słowo przebaczenia.
Hrabia, w tak strasznej chwili, nie był w stanie odmówić synowi tej drobnej pociechy; wzruszonym głosem rzekł:
— Przebaczam.
— Ojcze, zbliżają się, wyjdź do nich, niechaj ciebie nie mają w podejrzeniu, zatrzymaj ich, żeby mi nie przeszkadzali skończyć dni moich. Żegnam cię!