Strona:PL Sue - Tajemnice Paryża.djvu/471

Ta strona została skorygowana.
XXIII.
POŻEGNANIE.

Gualeza siedziała na swojej ulubionej ławce w dziedzińcu więzienia, pokochała to miejsce, bo darnina wokoło, choć chuda i nędzna, przywodziła na myśl strumyk, płynący przez grunta folwarku Bouqueval. Ufna w dobrotliwe obietnice markizy d’Harville, Gualeza spodziewała się wprawdzie, że będzie uwolnioną, ale tak przywykła już do nieszczęścia, że nie śmiała wierzyć, aby chwila swobody rychło dla niej nadeszła. Od czasu pobytu swego w więzieniu, widok towarzyszek, ich rozmowy, ciągle ożywiały w biednej Gualezie pamięć dawnego poniżenia, a stąd pożerający ją smutek stawał się jeszcze głębszym, zabijającym. Niedosyć tego: nowy powód niepokoju, zmartwienia, trwogi nawet, znajdowała, zastanawiając się nad egzaltowaną wdzięcznością, jaką czuła dla Rudolfa; i budziła w sobie wspomnienie przepaści, w której niegdyś była pogrążoną, dlatego tylko, aby zmierzyć cały ogrom przedziału między sobą, a swoim dobroczyńcą, którego wielkość wydawała się jej nadludzką, który tak był dobry dla cierpiących, a tak bezwzględny dla złych. Przejęta dla niego uszanowaniem, wdzięcznością, czcią, myślała niekiedy, że w tych uczuciach poznaje wszystkie cechy miłości, miłości bez nadziei, równie skrytej jak głębokiej. Pierwszy raz wyczytała w sercu swem biedna dziewczyna to mnie-