jaciółką, nie pożegnać się? gdybyś mnie przynajmniej uwiadomiła, co się z tobą zrobiło.
— Tak nagle opuściłam Paryż — odparła Gualeza coraz bardziej zmięszana — że nie mogłam...
— O! już się nie gniewam, tak się cieszę, że cię znowu widzę. Słuchaj, czy pamiętasz Julkę, co była taka ładna i Rozynę, blondynkę z czarnemi oczami?
— Dobrze pamiętam.
— Wyobraź sobie, droga Gualezo, obie zostały oszukane, potem opuszczone i wreszcie doszły do tego, że dziś należą do liczby kobiet niegodnych.
— Ach, mój Boże! — jęknęła Gualeza i zaczerwieniła się cała.
— Chodźmy, chodźmy — przerwała niecierpliwie pani Seraphin, podając rękę swojej ofierze — czas ucieka, już późno...
— Ach pani, tylko chwilkę daruj nam jeszcze; tak dawno nie widziałam lubej Gualezy — zawołała Rigoletta.
— Bo już późno, moje panny — odpowiedziała gospodyni notarjusza; — trzecia wybiła, a mamy długą drogę przed sobą...
Jednakże odtąd pilnie słuchała rozmowy przyjaciółek.
— A ja wracam z więzienia mężczyzn — zaczęła opowiadać Rigoletta.
— Jakto?
— Tak jest, niestety, teraz przynoszę Ludwice Morel trochę bielizny, a tylko co zaniosłam inne drobiazgi biednemu Germainowi, nazywa się Germain, dawny mój sąsiad, najpoczciwszy chłopak w świecie, słodki, skromny jak dziewczynka; kochałam go jak rodzonego brata.
Usłyszawszy nazwisko Germain, pani Seraphin podwoiła swoją uwagę.
— Cóż on wykroczył, że go wsadzili do więzienia? — zapytała Gualeza.
— On! — zawołała Rigoletta, i oburzenie zajęło miejsce wzruszenia; — on! nic nie zawinił!... pastwi się nad
Strona:PL Sue - Tajemnice Paryża.djvu/477
Ta strona została skorygowana.