Właśnie fiakr mijał wioskę Sarcelles. Rudolf kazał zwrócić ma prawo, a poza Villiers-le-Bel wziąć się na lewo.
— A teraz, kiedy już obiecałem poprawę, możemy stawiać zamki na lodzie. To nic nie kosztuje, więc pozwolisz mi być rozrzutnym. Dajmy na to więc, że ta droga prowadzi do wioski, oddalanej zupełnie oddalonej od traktu... Wioska stoi wśród ślicznych drzew na pochyłości niewielkiej góry.
— A pod nią rzeka.
— Tak właśnie... mała rzeczka... Na końcu wioski piękny folwark, otoczony ogrodem owocowym i klombami kwiatów.
— Ale przy tym domu będą zielone okiennice...
— Zgoda... niema nic piękniejszego nad zielone okiennice. Pani tego folwarku będzie twoją ciotką.
— Ach, jakżebym ją kochała, — zawołała Gualeza składając ręce i podnosząc oczy do nieba z wyrazem najwyższego szczęścia. — O! będę ją kochać, będę jej pomagać w gospodarstwie, będę szyć, prać, chować owoce na zimę... Słucham dalej.
— Na pierwszem piętrze twój pokój.
— Mój pokój! co za szczęście! i jakiż jest mój pokój?
— Ma dwa okna, z których widać ogród, łąkę, wieżę kościoła. Na łące pasie się kilka krów.
Strona:PL Sue - Tajemnice Paryża.djvu/48
Ta strona została skorygowana.
XI.
ŻYCZENIA.