Strona:PL Sue - Tajemnice Paryża.djvu/482

Ta strona została skorygowana.
XXVI.
ŁÓDKA.

Wyspa, gdzie Marcjalowie mieszkali, ponuro wyglądała w nocy, ale przy świetle słońca nic weselszego nad to przeklęte siedlisko zbrodni. Brzeg wyspy otaczały wierzby i topole; mieściła w sobie ogród warzywny i kilkanaście drzew owocowych. W środku owocowego ogrodu stała chatka słomą kryta, do której chciał się schronić Marcjal z Franciszkiem i Amandyną.
Trzy łódki spokojnie kołysały się, przywiązane u brzegu. Mikołaj, schylony w jednej z mich, próbował, czy klapa na dnie, którą urządził, dobrze się otwiera. Tykwa patrzyła na drogę, oczekując przybycia pani Seraphin i Gualezy.
— Nikt nie idzie, ani młoda, ani stara — rzekła do Mikołaja. — Jeżeli nie przyjdą za pół gadziny, musimy pójść do Paryża, lepszy interes czaka nas u Czerwonego Janka. Dziś rano jeszcze powtarzała nam to Puhaczka.
— I to prawda, bo kiedy my będziemy przy robocie, Czerwony Janek musi na dworze stać na straży, a Barbillon sam nie potrafi zaciągnąć faktorki do piwnicy, choć stara, ale żwawa, wydarłaby mu się.
— Przecież nam Puhaczka powiedziała, że w tej piwnicy ma Bakałarza na stancji?
— Nie w tej, ale w drugiej, głębszej, którą za wezbraniem rzeki woda zalewa.