Strona:PL Sue - Tajemnice Paryża.djvu/483

Ta strona została skorygowana.

— Jakże się on tam wściekać musi, sam w piwnicy.
— Puhaczka powiada, że dla zabawy poluje na szczury.
— Słuchajno, Mikołaju rzekła Tykwa, wskazując na zabite okno — i ten także musiał sobie dobrze krwi napsuć.
— Ba, pewno śpi, od dziś rana nie słychać hałasów i pies nie szczeka.
— Może go zadusił i zjadł. Od dwóch dni nie mają ani jedzenia ani picia.
— Dziś rano matka w Asniers spotkała rybaka Ferot i kiedy ten się dziwił, że od dwóch dni nie widział swego przyjaciela Marcjala, powiedziała, że Marcjal nie wstaje z łóżka, że ciężko chory. Ferot uwierzył, innym powie, a gdy się rzecz stanie, nikt nie będzie się dziwił.
— Drzwi mocne i on ma ręce pokaleczone, inaczej gotówby podłogę przedziurawić.
— A belki? nie bój się, nie ucieknie, okiennice obite blachą i opatrzone sztabami żelaznami, drzwi zabite dużemi gwoździami. Leży w mocniejszej trumnie, niż gdyby była z dębu i ołowiu.
— Słuchajże, a jeżeli Wilczyca przyjdzie tu do niego z więzienia?
— Powiemy jej: szukaj.
W tej chwili dały się słyszeć krzyki i płacze w domu, którego drzwi dotąd otwarte, zamknęły się gwałtownie. Po chwili blada twarz matki Marcjalów ukazała się w zakratowanem oknie kuchni. Długą chudą ręką wdowa skinęła na dzieci, żeby do niej przyszły.
— Znowu tam jakaś bitwa; ręczę, że Franciszek coś zrobił —. rzekł Mikołaj. — Niegodziwy Marcjal! gdyby nie on, z Franciszka byłby najlepszy chłopak. Ty nie odchodź stąd, Tykwo, i jak zobaczysz kobiety, — zaraz mnie zawołaj.
Mikołaj wszedł do domu. Amandyna klęczała na środku kuchni i z płaczem błagała o przebaczenie dla Franciszka. Ten zaś, rozgniewany, groźnie stał w kącie z toporkiem w ręku i na ten raz zdawało się gotów był stawić rozpa-