Natychmiast rzuciła się na kolana i ostrzem młota, palcami wydarła z podłogi kilka ćwieków.
Nareszcie drzwi się otworzyły. Marcjal blady, z zakrwawionymi rękami, padł prawie nieżywy w objęcia Wilczycy.
— Nareszcie widzę cię, trzymam cię, mego! — wołała Wilczyca z dziką energją,obejmując Marcjala i wspierając go, niosąc go prawie.
Wilczyca przybyła mu ma ratunek w chwili, gdy czuł, że już umiera, nietyle jeszcze z głodu, co z braku powietrza, które nie mogło się odświeżyć w izdebce małej, bez komina, hermetycznie zamkniętej.
— Marcjalu, to ja, twoja Wilczyca! Jak ci jest?
— Odżyłem, wychodzę z grobu, wychodzę z niego, dzięki tobie jednej!
— Ale twoje ręce, twoje biedne ręce! jakże pokaleczone! kto ci je tak pociął?
— Mikołaj i Tykwa, nie śmiejąc otwarcie zmierzyć się ze mną, zamknęli mnie w tej izbie, żeby mnie głodem umorzyć. Chciałem im nie dać zabić okiennic, wtenczas siostra pocięła mi ręce toporkiem.
— O potwory!
— Lecz co z tobą było? całaś zmoczona.
— Wiedziałam, że jesteś w niebezpieczeństwie, nie znalazłam łódki...
— I przepłynęłaś? — zawołał Marcjal z zapałem — o moja dzielna kobieto! ale chłód cię przejął, drżysz. Wejdź tam, weź płaszcz Tykwy i okryj się, idź zaraz. W mgnieniu oka Wilczyca wróciła okryta płaszczem.
— Dla mnie narażałaś się na śmierć, mogłaś utonąć! — rzekł Marcjal, patrząc na nią z tkliwem uniesieniem.
— Przeciwnie, nietylko nie utonęłam, ale jeszcze wyratowałam młodą dziewczynę, która tonęła.
— I ją także ocaliłaś? gdzie jest?
— Na dole z dziećmi. O Boże, gdybyś wiedział co za szczęśliwy traf! Siedziała ze mną w więzieniu u św. Ła-
Strona:PL Sue - Tajemnice Paryża.djvu/492
Ta strona została skorygowana.