Strona:PL Sue - Tajemnice Paryża.djvu/496

Ta strona została skorygowana.
XXVIII.
PORTRET.

Tomasz Seyton, brat hrabiny Sary Mac-Gregor, przechadzał się w niecierpliwem oczekiwaniu po bulwarze blisko obserwatorjum; wtem spostrzegł, że idzie Puhaczka, której przybycia wyglądał. Obrzydliwa baba wystroiła się w wielki biały czepek, okrywała ją kraciasta czerwona chustka; w ręku miała duży woreczek słomiany. Skoro ujrzał babę, Tom Seyton rzekł do niej:
— Chodźmy prędzej — i zaprowadził ją do pustej uliczki, otworzył drzwiczki od ogrodu, kazał jej czekać i znikł.
— Byleby mnie tylko zbyt długo nie trzymał — mówiła Puhaczka do siebie: — muszę być o piątej u Czerwonego Janka, żeby wyekspedjować faktorkę djamentów. Ale obaczmy jak się tam ma mój filucik — dodała, przypomniawszy sobie sztylet, a widząc, że żelazo przebiło worek — zawołała ze śmiechem: — O hultaj! wytknął nos na ulicę; Otóż tak zawsze bywa, kiedy mu kagańca nie włożę. — I wyjąwszy sztylet z worka, zatknęła korek na końcu i znowu go schowała.
— Dziś interesa idą nie tak, jak przed paroma dniami, kiedy mi się zdawało, że będę mogła obedrzeć tego rozbójnika notarjusza. Lecz cicho, ktoś idzie. Wszak to ta dama, co, przebrana za mężczyznę, przyszła była do szynkowni w Cite, z jegomoście3m, co mnie tu pozostawił — dodała Puhaczka, widząc zbliżającą się Sarę. — Znowu