Strona:PL Sue - Tajemnice Paryża.djvu/498

Ta strona została skorygowana.

wiedział, że to pewnie jakie dziecko, którego chcą pozbyć się...
— Jakób Ferrand!... — krzyknęła Sara głosem tak zmienionym, że Puhaczka cofnęła się przerażona. — Powiadasz, że notarjusz Jakób Fernand oddał ci to dziecię? — Nie mogła dokończyć. Wzruszenie było zbyt gwałtowne; ręce jej wyciągnięte do Puhaczki drżały konwulsyjnie, zdziwienie, radość zmieniły jej twarz nie do poznania.
— Nie wiem, co tu tak dziwi panią — rzekła baba — rzecz jednak jest bardzo prosta. Lat temu dziesięć Tourncnemine, dawny znajomy, powiedział do mnie: Zarobisz tysiąc franków, a, z dzieckiem rób, co ci się podoba.
— Przed dziesięciu laty? — zawołała Sara. — Mała blondynka z niebieskiemi oczami?
— Z oczami niebieskiemi jak bławatki, ją właśnie wywieźliśmy do św. Łazarza, przyznam się nie myślałam wcale znaleźć ją na wsi, tę złodziejkę Maryśkę.
— O Boże, wielki Boże — zawołała Sara, padając na kolana i wznosząc ku niebu ręce i oczy — twoje drogi są niezbadane, korzę się przed twoją opatrznością. O, gdyby takie — szczęście spotkać mnie mogło. Lecz nie, nie mogę wierzyć! — I wstając nagle, rzekła do zdziwionej Puhaczki:
— Chodź ze mną!
Sara wyprzedzała Puhaczkę szybkim krokiem. Weszły do pysznie umeblowanego gabinetu. Zadzwoniła. Służący się ukazał.
— Niema mnie w domu dla nikogo i niech nikt tu nie wchodzi. Czy słyszysz? nikt zgoła.
Lokaj odszedł. Sara pobiegła do biurka, wyjęła z niego szkatułkę hebanową i stawiając ją na stole, który był na środku pokoju, dała znak babie, aby się zbliżyła.
Szkatułka zawierała kilka pudełek z klejnotami, a Sara tak niecierpliwie szukała pudełka leżącego na samym spodzie, że wyrzucała na stół kolje, bransoletki, djademy. Oczy Puhaczki zaiskrzyły się chciwością. Była uzbrojona,