Ta strona została skorygowana.
— Co ci jest?
— Ach! niechcący nadałeś mi pan straszną boleść. Już zaczynałam wierzyć w ten raj...
— Ależ, moje dziecię, ten raj istnieje... Patrz, widzisz go przed sobą!... Fiakr, stój!
Powóz się zatrzymał. Guazela podniosła oczy i oniemiała. Wioska na pochyłości góry, folwark, łąka, krowy, rzeczka, w oddaleniu kościół wśród kasztanów; wszystko tam było, nawet biała krówka, przyszła faworyta Gualezy.
— A co, czy umiem malować? — spytał Rudolf z uśmiechem.
— Cóż to jest! Ale, mój Boże, to sen!...
— I cóż dziwnego?... Gospodyni jest moją mamką... dziś rano dałem jej znać, że ją odwiedzimy... rysowałem z natury...
— A... tak, — odpowiedziała Guazela z głębokiem westchnieniem.