Strona:PL Sue - Tajemnice Paryża.djvu/505

Ta strona została skorygowana.

chaj to będzie za tyle innych razy, kiedy zasłużyłeś. Co tam! dziś nie umiem się gniewać! Gdzie twój ojciec?
— W domu; czy chcesz, żebym poszedł po niego?
— Nie trzeba. Czy Marcjalowie przyszli już?
— Nie jeszcze.
— Więc mogę teraz pójść do Bakałarza.
— Idziesz do piwnicy, do Bakałarza? — zapytał Kulas, zaledwie zdolny ukryć piekielną radość. — Powinnabyś mu, zanieść talję kart, żeby się miał czem zabawić, teraz gra tylko w gryzionego ze szczurami, ale zawsze wygrywa, to znudzi nakoniec.
— Co za kochane dziecko! nie znam większego łotra od ciebie. Idź po świecę, pójdziesz ze mną do piwnicy.
— Nie pójdę, strasznie ciemno w piwnicy — odpowiedział Kulas, wstrząsając głową.
— Jakto? taki — djabeł jak ty, boisz się ciemności? nie wierzę. No ruszaj i powiedz ojcu, że niedługo wrócę, że idę do Bakałarza, pomówić z nim o zapowiedziach.
Kulas poszedł, a Puhaczka niecierpliwie czekała jego powrotu. Tym razem spieszyła się do piwnicy, żeby tam schować owoc ostatniej zbrodni, nie zaś, żeby jak zwykłe napawać się męczarniami Bakałarza.
Kulas powrócił ze świecą. Baba udała się za nim do pokoju, z którego wchodziło się do znanej już nam piwnicy. Chłopak, zasłaniając świecę ręką, szedł po kamiennych schodach do piwnicy, w kącie której były drzwi do podziemia, które o mało nie stało się grobem Rudolfa. Blade, chwiejne światło świecy rysowało na zielonkawej, popękanej, mokrej ścianie ciemnego przejścia ohydny profil dziecka.
Puhaczka, przy pomocy Kulasa, z trudnością otworzyła ciężkie drzwi, wilgotne powietrze uderzyło z czarnej jak noc jaskini. Świeca, postawiona na ziemi, rozjaśniała nieco pierwsze stopnie kamiennych schodów, dalsze zupełnie ginęły w cieniu. Krzyk, albo raczej dziki ryk, dał się słyszeć z głębi piwnicy.