Strona:PL Sue - Tajemnice Paryża.djvu/507

Ta strona została skorygowana.

— Hej! podnieść kurtynę, muzyka! zaczynajcie!
— Trzymam cię dobrze — zaczął mówić tłumionym głosem Bakałarz, lecz przerwało mu rozpaczne szarpanie się Puhaczki, bo biła się, z energją, jaką daje bojaźń śmierci.
— Głośniej! nic nie słychać! — wołał Kulas.
— Kulas, idź po ojca, dam ci worek brylantów.
— Co za wspaniałość! — dziękuję pani. Worek już u mnie, słyszysz, jak pięknie dzwoni? — Zlituj się nade mną! — Puhaczka nie mogła dokończyć.
— Teraz już, Puhaczko, nie będziesz mi krzyczeć nad uszami — rzekł po chwili Bakałarz, zatkawszy jej usta.
— Tylko gupstw nie rób, stary! — krzyknął Kulas i na pół wstał, — karz ją, ale jej nie rób nic złego. Nie zabijaj jej, albo nie, to pójdę po ojca.
— Nie bój się, nic jej nie będzie, dostanie tylko to, na co zasłużyła — odpowiedział Bakałarz.
— Pomówmy z sobą, Puhaczko — rzekł znowu Bakałarz. — Od czasu jak miałem sen w Bouqueval, sen, w którym widziałem Wszystkie nasze zbrodnie, sen, od którego pewno oszaleję, bo w dzisiejszej samotności, w tem odosobnieniu, wszystkie moje myśli mimowolnie do tego snu się zwracają, od tego czasu dziwna odmiana nastąpiła we mnie, odmiana zupełna. Tak, brzydzę się mojem dawniejszem okrucieństwem. O! ty nie wiesz, co to jest być samemu, z sobą, z czarną zasłoną na oczach, jak mi powiedział człowiek nieubłagany, co mnie ukarał. Tu go strąciłem, żeby go zabić, tu teraz odnoszę karę, tu może będzie mój grób! Wszystkie jego przepowiednie sprawdziły się. Powiedział mi: na złe użyłeś twej siły, będziesz za to igraszką słabszych od ciebie.
— Brawo! dobrze gra stary! — wołał Kulas przyklaskując. — Ale słuchaj, ślepaku, to wszystko tylko na niby. No Puhaczko! śmiało! odpowiadaj! — Próżno się rzucasz, próżno mnie gryziesz — rzekł