Strona:PL Sue - Tajemnice Paryża.djvu/508

Ta strona została skorygowana.

Bakałarz po chwili — nie wymkniesz się. Ślepy jestem, nie widzę, ale myśl moja przybiera kształt, ciało, żeby mi wystawić wiernie, żywo prawie dotykalnie postacie moich ofiar. Dla mnie, com pozbawiony wzroku, przedmioty nieustannych myśli przybierają kształt niejako materjalny. Jednak czasem, kiedy ze strachem patrzę na te groźne widziadła, zdaje mi się, że litują się nade mną, bledną, zacierają się i znikają. Wtedy, czy uwierzysz? płaczę, słyszysz, Puhaczko, płaczę
— Głośniej, nic nie słychać! — krzyknął Kulas.
— Tak jest — rzekł znowu Bakałarz — płaczę, bo cierpię, a gniew mój bezsilny. Powiadam sobie: gdybym pozostał był uczciwym człowiekiem, dziś byłbym wolny, spokojny, szczęśliwy, tak zaś jestem ślepy, zamknięty w podziemiu, na łasce wspólników mych zbrodni. A choćbym i uciekł, gdzie pójdę? co mi przyjdzie z wolności? Nie! muszę być na zawsze w wiecznej mocy, wśród cierpień żalu i strasznych widziadeł, braknie mi woli do ukarania ciebie. Nie, nie ja powinienem krew twoją wylać.
— Brawo, stary! Widzisz, Puhaczko, że to był tylko żart! — krzyczał Kulas i klaskał w ręce.
Gdy to mówił, Bakałarz, nie myśląc co czyni, mniej mocno już trzymał Puhaczkę. Skorzystała z tego, wyjęła z za sukni sztylet i silnem uderzeniem chciała uwolnić się zupełnie.
Bandyta krzyknął boleśnie.
— Ha! żmijo! uczułem twe żądło! — zawołał z gniewem i silniej ujął Puhaczkę — zgniotę cię, żmijo, czy puhaczu, oślepię cię. Będziesz jak ja bez oczu!
Bakałarz przestał mówić. Puhaczka tak okropnie krzyknęła, że aż Kulas podskoczył z miejsca, a krzyk ten powiększył szaleństwo Bakałarza.
— Śpiewaj — mówił cicho — śpiewaj, Puhaczko! śpiewaj pieśń śmierci. Szczęśliwaś, nie widzisz już trzech widziadeł, zamordowanych: starca, z ulicy Roule, kobiety utopionej i wolarza. A ja ich widzę, zbliżają się, dotykają