gniew, niż rozpacz; z pogardą patrzyła na siedzącego naprzeciw niej przestraszonego Mikołaja.
Ten bowiem, przewidując swój los, upadł zupełnie na duchu; opuścił głowę, kolana mu drżały, trząsł się cały.
Tylko wdowa, matka Marcjalów, stała oparta o mur, i ona jedna nie straciła zwykłej śmiałości. Jednak gdy obaczyła Czerwonego Janka, którego, po dokonaniu rewizji całego domu, przyprowadzono do sali, rysy jej twarzy wykrzywiły się konwulsyjnie, ściśnięte usta zsiniały, wytężyły się związane ręce. Lecz pokonała wzruszenie i znowu stała się zimna i obojętna.
Podczas gdy komisarz spisywał protokół, Narcyz Borel, zacierając ręce, spoglądał uradowany na ważną zdobycz, przez którą uwolnił Paryż od bandy najniebezpieczniejszych zbrodniarzy.
Czerwony Janek aż do wyroku miał dzielić więzienie i los zbrodniarzy, których wydał. Całował Kulasa, jakby szukając pociechy w synowskich pieszczotach.
— Co za nieszczęście! My to najnieszczęśliwsi, matko Marcjal, bo nas odrywają od dzieci.
Wdowa krzyknęła pogardliwie:
— Byłam pewną, żeś zaprzedał mego syna z Tolunu... Judaszu!... A teraz sprzedajesz nasze głowy...
Strona:PL Sue - Tajemnice Paryża.djvu/510
Ta strona została skorygowana.