Strona:PL Sue - Tajemnice Paryża.djvu/532

Ta strona została skorygowana.

po raz pierwszy uczuł dotknięcie jej ciała, zbladł jeszcze bardziej.
— Jakżeby taka kobieta miała; kochać inaczej, jak z najgorętszą miłością? — dodała Cecylja. — Niech ma wroga, jednem spojrzeniem wskaże go staremu swojemu tygrysowi, powie mu: uderz! a on...
— Uderzy! — krzyknął Ferrand. — Dla ciebie gotówbym popełnić zbrodnię!
— Słuchaj — rzekła nagle Cecylja, cofając rękę — teraz odejdź, odejdź, nie poznaję cię więcej, nie wydajesz mi się już tak szpetny jak dotąd, odejdź! — i szybko oddaliła się od furtki.
Szatańska niewiasta zdołała. ostatnim słowom swoim nadać takie piętno prawdy, że Ferrand uwierzył jej i przejęty szaloną nadzieją, zawołał:
— Cecyljo! jeśli rozkażesz, będę twoim tygrysem.
— Nie, nie teraz, później, teraz nie władam sobą, luby ogień rozlewa się po moich żyłach.
Ferrand odchodził od zmysłów.
— O! życie oddam, za taką miłość — krzyknął, wstrząsając wściekle drzwiami — majątek, życie rzucę w przepaść za jednę minutę szczęścia przy tobie!
Zwinna jak pantera, jednym rzutem Cecylja była już przy otworze i niby z trudnością tłumiąc własne zapały, szepnęła cichym, drżącym głosem:
— Nie chciałam wracać do tych drzwi, a jednak przyszłam, mimowoli, bo jeszcze mi brzmi w uszach coś mi niedawno powiedział, że dla mnie gotaweś na wszystko. Kochasz mnie więc bardzo?
— Czy chcesz złota? wszystko co mam?
— Złota mi nie trzeba.
— Chcesz być moją żoną? ożenię się z tobą.
— Jestem zamężna.
— Więc czego chcesz, o Boże! czego chcesz?