Strona:PL Sue - Tajemnice Paryża.djvu/534

Ta strona została skorygowana.

— Spełnię wszystkie twoje życzenia w nagrodę za to zaufanie zupełne, ślepe, nieograniczone...
Cecylja przy tych słowach tak zbliżyła się do otworu, że Ferrand na twarzy uczuł oddech gorący kreolki.
— O! będziesz moją — zawołał — a potem, jeżeli chcesz, zniesław mnie, poprowadź na śmierć... Słuchaj: dziesięć lat temu powierzono mi dziecię i 200000 franków, które dla niego były przeznaczone; oddałem dziecię w obce ręce, zmyśliłem, że umarło, poparłem to kłamstwo fałszywym aktem zejścia i zatrzymałem pieniądze...
— Zręcznie i śmiało... ktoby się tego po tobie spodziewał? — Słuchaj jeszcze: nienawidziłem mojego kasjera; jednego wieczora wziął mi nieco złota które zwrócił mi nazajutrz, ale żeby go zgubić, oskarżyłem go, że mi skradł znaczną sumę. Wszak teraz moje dobre imię jest na twojej łasce?
— O! kochasz mnie, Jakóbie, kochasz? Za co wyjawiasz mi najskrytsze swoje tajemnice? jakąż ja władzę posiadam nad tobą? Nie będę niewdzięczną.
— O! — zawołał Ferrand. — Słuchaj jeszcze: dziewczynka o której ci mówiłem, znalazła się znowu na mojej drodze, obawiałem się jej, kazałem ją zamordować.
Słuchaj dalej. Jeszcze przedtem pewien człowiek powierzył mi 100,000 talarów, zamaniłem go, zastrzeliłem i dowiodłem, że sam sobie odebrał życie. Teraz życie moje w twojem ręku, otwórz!
— Jakóbie! teraz cię kocham! — szepnęła kreolka.
— Tysiąca śmierci się nie ulęknę! — zawołał Ferrand w dzikiem upojeniu, daj mi klucz, odsuń rygiel.
Kreolka wyjęła klucz z zamka i podała go notarjuszowi przez otwór.
— Nakoniec jesteś moją! — wykrzyknął Ferrand i spiesznie zakręcił kluczem w zamku.
Ale drzwi zasunięte na rygiel nie otworzyły się.