Strona:PL Sue - Tajemnice Paryża.djvu/544

Ta strona została skorygowana.

— Jakto? z hrabiego został może markizem?
— Nie, z oszusta został złodziejem.
— O! ba! — ścigają go za djamenty, które ściągnął jubilerowi. Lecz niech mi wolno będzie spytać, jakim u djabła sposobem pan się tu dostałeś?
— Hołota, kochanku, zgraja obdartusów utrzymuje, że ich ograbiłem na 60.000 franków, padali na mnie skargę o nadużycie zaufania.
— Więc jesteś oskarżony tylko o nadużycie zaufania, generale? Niewielka to historja, w najgorszym razie posiedzisz trzy miesiące w więzieniu i zapłacisz 25 franków kary.
— Nawet i te parę miesięcy odsiedzę w domu zdrowia, mam znajomego deputowanego, on mi to wyrobi. Ale pomówmy o interesie, dla którego cię wezwałem, idzie tu o kobietę — dodał Boulard z tajemniczą i dumną miną.
— Oho! więc to taka sprawka? jestem na usługi.
— Zastaję w stosunkach z młodą artystką teatru Folies Dramatiques, ona mnie bardzo kocha, ale jak wiesz, kogo nie widzą, o tym i zapomną, chciałbym tedy wiedzieć jak się prowadzi panna Aleksandryna.
— Dosyć, generale, polecenie do wykonania nie trudniejsze, jak wyśledzić i za kołnierz schwycić dłużnika. Ale może rozkażesz co więcej jeszcze?
— Bynajmniej, mam wszystkie wygody, osobny pokój dobrze ogrzany, kazałem sobie przynieść fotel z domu, jadam trzy razy na dzień, odpoczywam, spaceruję i śpię.
— Ale, generale, takiemu jak pan gastronomowi, kuchnia w więzieniu musi być nie do smaku?
— Alboż nie mam na tej samej ulicy sklepu pani Michonueau, gdzie wszystkiego dostanę? W porę o niej wspomniałem, zajdź też do niej proszę i powiedz, żeby mi przysłała pasztet i kosz wina.
— Zanotuję sobie.