Strona:PL Sue - Tajemnice Paryża.djvu/545

Ta strona została skorygowana.

— Zapisz za jednym razem, żeby mi z domu przysłali dwie puchowe poduszki.
— Wszystko będzie spełniane co do litery. Teraz jestem spokojny generale, co do twego stołu, ale, gdzie spacerujesz? czy razem z hołotą więzienną?
— Nie inaczej, a spacery są bardzo ożywione, wesołe. Ach, przyjacielu, co za bandyckie fizjognomie! szczególnie jeden, nazywają go Szkieletem.
— Zabawne imię!
— Tak jest chudy, że zupełnie zasługuje na swój przydomek, sama skóra i kości. Inni więźniowie drżą przed mim. Ja zaprzyjaźniłem się z nim odrazu, dawszy mu nieco cygar, teraz uczę się u niego złodziejskiej mowy.
— Ha! ha! wybornie! tu mój generał uczy się.
— Tak jest, słowem nie nudzę się wcale, bo nie jestem hardy, poufalę się z więźniami, nie tak jak tu jeden jegomość, nazywa się Germain, hołysz, nie ma nawet czem zapłacić za osobną stancję, a udaje dumnego, unika ich. Ba! ani uważał na mnie. Zresztą więźniowie i mnie nawet mają prawie za nic, obwiniony o nadużycie zaufania! to nędzota dla takich bandytów. Lecz jeszcze jedno, zajdź proszę do pana Badimat i przypomnij mu, że obiecał znaleźć mi dobrego adwokata, zapłacę porządnie, dam tysiąc franków.
— Bądź spokojny, generale, dziś jeszcze wszystkie twoje poruczenia wypełnię. Do widzenia.
Boulard wyszedł jedną stroną, Boulard drugą stroną.
Drzwi się otworzyły, wszedł Germain.
Rigolettę przedzielała od niego tylko krata.