Strona:PL Sue - Tajemnice Paryża.djvu/547

Ta strona została skorygowana.

— Upewniam, — rzekł Germain z westchnieniem, — nie chciałem powiedzieć nic innego, nie nie ukrywam.
— Ach, jak pan zmyślasz! — zawołała gryzetka niecierpliwie tupiąc nogą i wyjęła z woreczka długą wełnianą chustkę na szyję, robioną na drutach, — oto co panu przyniosłam, ale nie dam, żeby ukarać za nieszczerość. Sama ją zrobiłam, pomyślawszy, że tu wilgoć i zimno, a pan boisz się zimna. Zawsze pan jesteś smutny, chociaż ci zabroniłam.
— Jakże pani chcesz, żebym nie był wzruszony do łez, kiedy myślę o wszystkiem, co pani dla mnie uczyniłaś odkąd tu zostaję? Czy nowy dowód dobroci, który dziś odbieram, nie ma mnie rozczulić? czyliż nie wiem, że pani pracujesz w nocy, aby mieć czas odwiedzić w dzień? z mojej przyczyny obarczasz się pracą nad siły.
— Otóż to! litujże się pan nade mną, że ja co dwa albo trzy dni muszę się trochę przejść, żeby odwiedzić przyjaciół, ja co tak lubię chodzić. I po drodze mam rozrywkę — oglądam magazyny.
— A ja w najszczęśliwszych chwilach nie bywam wesoły, nie mogę.
— Pan zawsze mówisz, że nie możesz, więc nie możesz nawet zbliżyć się do innych więźniów, o co pana prosiłam sto razy? Teraz znowu dozorca mi powiedział, że dla własnego dobra nie powinieneś ich tak unikać.
— Bo pani nie wie, jak się nimi brzydzę: nie znasz wszystkich powodów osobistych, jakie mi każą unikać ich.
— Przeciwnie, znam te przyczyny, czytałam papiery, które dla mnie pisałeś i które odebrałam z pańskiego mieszkania, kiedy pana wzięto. W tych papierach, wyczytałam jeszcze co innego, — dodała Rigoletta rumieniąc się, — wyczytałam tajemnicę.
— Którejbyś się pani nie dowiedziała, — zawołał Germain z zapałem, — gdyby nie to nieszczęście, co mnie spotkało. Lecz błagam panią, nie kładź granic swej do-