Strona:PL Sue - Tajemnice Paryża.djvu/548

Ta strona została skorygowana.

broci, zapomnij o mem szaleństwie, dawniej wolno mi było karmić się marzeniami, choć to i wtenczas były marzenia!
Rigoletta, widząc, że on jej nie rozumie, stłumiła westchnienie w nadziei, że innym razem Germain lepiej się pozna na uczuciach jej serca i rzekła:
— Pojmuję, że obcowanie, z tak brzydkimi ludźmi jest panu obmierzłe, ale nie widzę, żeby to było dostatecznym powodem do narażania się na niebezpieczeństwo.
— Wierzaj mi pani, chcąc spełnić twoje rozkazy, nieraz zaczynałem rozmawiać z niektórymi z nich, co mi się zdawali najmniej występni. Ach, gdybyś wiedziała co za mowa! co za ludzie!
— Niestety! prawda, muszą to być okropni ludzie!
— Pytałaś pani o przyczynę mego smutku coraz głębszego, teraz ją znasz, nie chciałem jej wymieniać, lecz jeden tylko mam środek okazać niejaką wdzięczność za tyle dowodów litości. Wyznaję więc ze strachem, że sam siebie nie poznaję. Brzydzę się temi złoczyńcami, uciekam od nich, wszystko daremne, sąsiedztwo ich wywiera na mnie wpływ, któremu się oprzeć nie mogę, zdaje się, że zepsucie wciągam oddychając temże, co oni powietrzem. O! poznałem ja swoją słabość, swoją nikczemność!
— Słabość! nikczemność! co pan mówisz? jakie masz o sobie wyobrażenie?
— Alboż nie jest nikczemnością targować się z sumieniem? Gdy słyszę jak ci złodzieje i mordercy mówią o swoich zbrodniach z dziką obojętnością, ze zwierzęcą dumą, zazdroszczę im niekiedy tej ich obojętności, gorzko sobie wyrzucam zgryzoty sumienia, co mnie dręczą, za błąd, tak mało znaczący w porównaniu z tem, co oni zrobili.
— Lecz, gdy stąd wyjdziesz?
— Nic nie znaczy, choć zostanę uwolniony, ludzie ci mnie znają, gdy wyjdą z więzienia i mnie spotkają, bę-