Strona:PL Sue - Tajemnice Paryża.djvu/550

Ta strona została skorygowana.

— Tak jest, cieszyłabym się wtedy — gdybyś się pan dobrze ożenił, bo kochałam cię tylko jak brata. Pan widzisz, że mówię z zupełną szczerością.
— A ja dziękuję z głębi serca, pociecha to dla mnie, żeś przekładała mnie nad innych.
— W takim stanie rzeczy, kiedy pan popadłeś w nieszczęście, wtedy odebrałam ten list, gdzie mnie uwiadamiasz o swoim występku, który ja, dziewczyna nieuczona, znajduję poprostu pięknym i dobrym uczynkiem. Czyliż można się dziwić, że poznając tak szlachetne twoje postępowanie, pokochałam się odrazu. Czyliż mogło być inaczej?
Rigoletta wymówiła te ostatnie słowa z taką prostotą i szczerością, że więzień nie śmiał wierzyć, aby to tak wyraźne wyznanie, było oświadczeniem miłości. Zarumienił się, zbladł.
— Pani mnie kochasz! kochasz mnie!
— Jużci muszę panu sama to powiedzieć, kiedy mnie nie pytasz.
— Czy podobna!
— Ach mój Boże! co panu jest? — zawołała Rigoletta, widząc, że Germain zakrywa twarz rękoma. — To rzecz okrutna! cokolwiek powiem, cokolwiek zrobię, pan zawsze jesteś równie stroskany, to już zawiele egoizmu! myślałby kto, że pan jeden tylko cierpisz nad swojem nieszczęściem!
— Niestety! jakaż jest smutna moja dola, — zawołał Germain w rozpaczy. — Kochasz mnie, kiedy już nie jestem ciebie godny. Niestety, dawniej ten los byłby ziszczeniem najdroższych moich marzeń! ale teraz, kiedy na mnie ciąży oskarżenie, kiedy mogę być skazany na hańbiącą karę, ja miałbym nadużywać szlachetności twojej, twojej miłości, która cię zaślepia! nie!
— Boże! — zawołała Rigoletta z bolesną niecierpliwością, — ileż razy panu powtórzyć mam, że czuję dla ciebie nie litość, o nie! Myślę tylko o tobie! nie jem, nie