Strona:PL Sue - Tajemnice Paryża.djvu/561

Ta strona została skorygowana.
XXXIX.
BAJARZ.

Ostatni z przybyłych do więzienia nosił szarą bluzę i niebieską czapkę; pilnie słuchał był narady więźniów i energicznie popierał spisek, grożący życiu Germaina. Człowiek ten, atletycznej budowy, wyszedł z sali, z innymi i zniknął śród różnych grup, cisnących się naokoło przyniesionego obiadu. Szkielet spokojnie zabierał się do jedzenia, bynajmmiej nie skłopotany myślą o zabójstwie, które zamierzał popełnić.
— Idź ido Pique-Vinaigra, — rzekł ido Mikołaja, — bo się go nie doczekamy.
Mikołaj poszedł. W tejże chwili pan Boulard wszedł, na dziedziniec; palił cygaro, uprzejmy uśmiech igrał mu po rumianej twarzy.
Frank nagle odwrócił się. Komornik stanął osłupiały. Frank zaś, rzucając chleb i mięso na ławkę, skoczył do komornika, schwycił go za gardło i krzyknął:
— Oddaj pieniądze!
— Co jak? panie... zadusisz mnie... ja...
— Jeżeli pójdę na galery, słyszysz, twoja wina: bo gdybym miał pieniądze, któreś mi skradł, nie musiałbym kraść, ponosisz moje znaki! Masz, masz. Czy dosyć? Nie, masz jeszcze.
Więźniowie zagniewani i rozjątrzeni zaczęli krzyczeć: Zabić go! ostudzić go! puścić mu krew!