Strona:PL Sue - Tajemnice Paryża.djvu/565

Ta strona została skorygowana.

— O tak, lepiej zrobi! — powtórzył Pique-Vinaigre, przekonany, że odwrócił niebezpieczeństwo grożące Germainowi. Zresztą niełatwoby go wywabić na bitwę; odważny jak zając.
— Pomimo to, jednak szkoda, — rzekł Szkielet. Liczyliśmy na tę bitwę, żeby się zabawić po obiedzie.
— Cóż więc zrobimy w takim razie? — spytał Mikołaj.
— Niechaj Pique-Vinaigre opowie nam bajkę, — podchwycił Barbillon,, — to ja nie zaczepię Germaina.
— Dobrze, to pierwszy mój warunek, ale jest jeszcze drugi. Żeby szacowne towarzystwo, pełne kapitalistów, — zawołał Pique-Vinaigre tonem jarmarkowego kuglarza, — raczyło złożyć się i obdarzać mnie bagatelą. Żądam dwadzieścia sous panowie, za zaszczyt słyszenia sławnego Pique-Vinaigira, który miał honor opowiadać bajki przed najznakomitszymi rabusiami Francji i Nawarry! który tu krótko zabawi, gdyż wybiera się w drogę do Brestu lub Tulonu.
— Zgoda, złożymy się, dostaniesz dwadzieścia sous.
— Potem? nie, proszę pieniądze zgóry.
— Słuchajże, — rzekł Szkielet oburzony, — czy myślisz, że ci skręcimy dwadzieścia sous?
— Bynajmniej, zaszczycam godne towarzystwo zupełną ufnością, i zgóry jedynie żądam pieniędzy, żeby go nie narażać na znaczny wydatek. Bo po mojej bajce tak będziecie kontenci, że nie dwadzieścia sous, ale dwadzieścia franków, sto franków gotowiście mi dać. Więc zgoda? opowiem wam bajkę o Rzeziłbie, ale dacie mi dwadzieścia sous i Barbillon nie zaczepi Germaina.
— Zgoda, zgoda, — odpowiedział Szkielet.
— A więc otwórzcie uszy, usłyszycie rzeczy nielada. Lecz otóż i deszcz, publiczność zbierze się sama do sali.
W istocie, padający deszcz zagnał do sali i więźniów i dozorcę. Po środku przy piecu umieścili się Szkielet, Mikołaj, Barbillon i Pique-Vinaigre. Na skinienie kapitana, Kulawy Grubas przyłączył się do tej grupy. Pogrążony