Strona:PL Sue - Tajemnice Paryża.djvu/570

Ta strona została skorygowana.

uciskają słabszych. Będąc sąsiadem Rzeziłba, słyszał w początkach krzyk bitych dzieci i powiedział mu: — Jeżeli jeszcze usłyszę, że dzieci krzyczą, tak ci dam, że i ty pokrzyczysz, a że masz głos mocniejszy od nich, więc i ja będę mocniej walić“.
— Figlarz dziekan! kocham dziekana za to! — przerwał więzień w niebieskie] czapce.
— I ja także — dodał dozorca zbliżając się.
Szkielet wstrząsnął się od gniewu i niecierpliwości.
„Dzięki groźbom dziekana — mówił znowu Pique-Vinaigre — krzyki dziatek umilkły odtąd, ale biedne robaczki niemniej jednak były męczone, bo jeżeli nie krzyczały, to jedynie z obawy, że je Rzeziłeb jeszcze mocniej obija. Dzieci i zwierzęta spały pokotem na jednej słomie na poddaszu, dokąd się wchodziło po drabinie; kiedy cały komplet już się zebrał na strychu, on odejmował drabinę, i zamykał drzwi na klucz. Rzeziłeb sypiał w izbie pod niemi, mając wielką małpę Gargussę, przywiązaną u swego łóżka.
Zawsze miewał z półtora dziesiątka dzieci na usługach, a niektóre z biedaczków przynosiły mu czasem do dwudziestu sous dziennie; Rzeziłeb zatem zarabiał około czterech do pięciu franków, a za te pieniądze upijał się, bo był to pijak zawołany; mówił, że to czyni dla zdrowia.
Pomiędzy dziećmi, którym Rzeziłeb rozdawał swoje zwierzęta — mówił dalej Pique-Vinaigre — było i biedne drobne stworzenie, nazywało się Gringalet. Bez ojca i matki, bez brata i siostry, bez przytułku, bez schronienia, jeden na świecie, mały ten chłopczyk nie miał nikogo, coby się nim zajął; nędzny, chudy, chorowity, wyglądał na siedem lat, a miał już trzynaście; jadał zwykle tylko raz na dwa dni i jeszcze tak mało, że wielkiej dokazał sztuki, kiedy wyglądał na siedem lat...“
— Biedny berbeć, zdaje mi się, że go widzę — rzekł więzień w niebieskiej czapce — tyle jest dzieci podobnych na bruku Paryskim, co mrą z głodu.