Strona:PL Sue - Tajemnice Paryża.djvu/575

Ta strona została skorygowana.

Na ten widok jedni z więźniów roześmieli się na całe gardło, gdy tymczasem inni osłupieli, nie pojmując zuchwałości nowego przybysza. Szkielet pogroził mu pięścią i rzekł zgrzytając zębami:
— Rozliczymy się jutro.
— Dobrze, jutro, na twoim łbie, siedemnaście kułaków napiszę, a nie zostawię nic.
Ażeby nie dać dozorcy nowego powodu do dłuższego zabawienia z obawy mogących się wydarzyć niesnasek, Szkielet odpowiedział spokojnie:
— Ja mam pilnować porządku w sali i słuchać mnie trzeba: nieprawda panie dozorco?
— Tak jest — odparł dozorca. — Nie przerywajcie. A ty, Pique-Vinaigre, gadaj dalej, tylko spiesz się.
„Widząc się tedy opuszczonym przez wszystkich, biedny chłopczyna zdał się na swój nieszczęśliwy los. Dzień zaświtał, Rzeziłeb otworzył drzwi poddasza i przywołał dzieci po jednemu, wszystkie stanęły do apelu i każde dostało po kawale chleba. Kiedy wszyscy poszli, Rzeziłeb stojąc na dole drabiny, zawołał grubym głosem: Gringalet! Gringalet! Jestem, panie. Zaraz zejdź albo przyjdę po ciebie, krzyknął Rzeziłeb. Gringalet myślał, że nadeszła dlań ostatnia godzina. Ledwie postawił stopę na drabinę, Rzeziłeb, chwytając go za nogę chudą jak tyczka, ściągnął go na dół tak gwałtownie, że dzieciak zleciał i całą twarz obdarł sobie o drabinę“.
— Szkoda, że nie było dziekana! — wtrącił więzień w niebieskiej czapce — ja bym teraz nie miał serca zabić.
„Na nieszczęście dziekan o niczem nie wiedział. Rzeziłeb złapał dziecię i zaniósł do swojej izby, tam gdzie trzymał małpę uwiązaną do łóżka. Szkaradne zwierzę, gdy tylko zobaczyło chłopczyka, wnet zaczęło skakać, zgrzytać zębami i szarpać się na łańcuchu, jakby chciało zjeść Gringaleta“.
— Biedne chłopczysko! kto go uratuje?