Strona:PL Sue - Tajemnice Paryża.djvu/576

Ta strona została skorygowana.

— Do pioruna! mrowie mnie przechodzi — rzekł więzień w niebieskiej czapce — jabym teraz nie miał serca zabić nawet pchły. A wy przyjaciele?
— Dalibóg, ani ja.
— Ani ja.
W tej chwili na zegarza więzienia wybiło trzy kwadranse na czwartą. Szkielet, coraz bardziej obawiając się straty czasu, zawołał rozjątrzony ciągłemi przerwami:
— Milczeć! milczeć, mówię! Przeklęty bajarz nigdy nie, skończy, jeśli będziecie gadali tyle co i on!
Wszyscy umilkli. Pique-Vinaigre mówił dalej:
„Gdy pomyślicie, że najśmielsi z chłopaków drżeli na samo imię Gargussy, łatwo wyobrazić sobie strach jego, kiedy gospodarz rzucił go o dwa kroki od strasznej małpy — zlituj się, panie! wołał biedaczek i dzwonił zębami jak w febrze. Ale Rzeziłeb, nie zważając na to, popchnął go bliżej do Gargussy. Małpa schwyciła chłopca...“
Więźniowie słuchali powieści z coraz pilniejszą uwagą. Tu prawie wszyscy zadrżeli.
— Dobrze zrobiłem, żem nie odszedł — rzekł dozorca, zbliżając się znowu na środek sali.
„Gringalet, poczuwszy dotknięcie zimnych i włochatych łap małpy, która go schwyciła za szyję i za głowę, już myślał, że go zjadła, ze strachu pomieszało mu się w głowie i zaczął krzyczeć z jękami, coby rozmiękczyły tygrysa. Pająk, com go widział we śnie, pająk! o Boże! Muszko złota, ratuj! ratuj! A Rzeziłeb kopiąc go nogami, mówił ze złością: — Bądź mi cicho! zaraz bądź mi cicho! bo się bał, żeby ludzie nie słyszeli krzyku dziecka. Wnet też Gringalet przestał krzyczeć, biały jak kreda, zamknął oczy, tymczasem małpa biła go, targała za włosy i drapała, a Rzeziłeb śmiał się.
— O! przeklęta małpo! — zawołał więzień w niebieskiej czapce.
— Obrzydłe zwierzę! tyle złości!