Strona:PL Sue - Tajemnice Paryża.djvu/578

Ta strona została skorygowana.

— No — rzekł dozorca, zwracając się ku drzwiom — Gringalet uratowany. Teraz pójdę jeść.
— Uratowany! — zawołał Pique-Vinaigre — jeszcze daleko mu do tego.
— Doprawdy? — rzekło kilku więźniów z zajęciem.
— A cóż jeszcze? — zapytał dozorca.
— Zostań pan, to się dowiesz — odparł bajarz.
Szkielet pienił się w niemej wściekłości. Pique-Vinaigre kontynuował tak dalej:
„Rzeziłeb, który się bał dziekana jak ognia, odczepił chłopczynę od małpy. Dziekan schwycił Gargussę, kopnął ją nogą, że odleciała na dziesięć kroków i skowycząc uciekła. Za co mi bijesz małpę? spytał Rzeziłeb. Zapytaj raczej, czemu ciebie nie biję? — odparł dziekan. Czy się godzi tak chłopca męczyć? oj, musiałeś się upić od samego rana. Ja tyleż jestem pijany, co i ty, odparł Rzeziłeb, uczyłem małpę jednej sztuki, zajmuję się swojem rzemiosłem, poco się wtrącasz? Bo mi się tak podoba, zawołał dziekan. Słuchaj, ile razy tego chłopca nie zobaczę razem z niemi, zawsze tu przyjdę i kości ci połamię. Nie połamiesz, mój panie. Na to dziekan wyliczył mu dwa kułaki“.
— Dwa kułaki — przerwał więzień w niebieskiej czapce — za mało!
— „Dziekan połknąłby dziesięciu takich, jak Rzeziłeb, któremu przykro jednak było, że dostał po karku, a jeszcze bardziej, że Gringalet był przy tem. Umyślił więc zemścić się i wpadł na piekielny koncept i rzekł: — Niesłusznieś mnie obił; myślisz, że ja chłopaka męczę, układam tylko małpę do nowej sztuki, a że zwierzę złe, więc niespodzianie go drapnęło.
— Jeżeli tak — odparł dziekan uspokojony, to mi żal, żem cię potłukł, no, kułaki pójdą na dalszy rachunek. Gringalet chciąłby upaść do nóg dziekanowi i wszystko mu opowiedzieć, ale nie śmiał i znowu pogrążył się w rozpaczy, myśląc sobie: — Pająk wyssie moją krew; próżną