miałem nadzieję, że złota muszka mnie obroni! Wtem spytał go Rzeziłeb:
— Wszak ty kontent jesteś ze mnie? — i spojrzał na niego tak strasznymi oczyma, że chłopiec o mało nie zemdlał; odpowiedział więc ze drżeniem: — Kontent, panie, bardzo, bardzo kontent! — Sam widzisz, dziekanie, dodał Rzeziłeb, że on się na mnie nie skarży. Gargussa raz go drapnęła, ale więcej tego nie będzie. Żeby mu wynagrodzić nawet i dzisiejszy ból, dam mu dobre śniadanie: proszę cię więc dziekanie, przyślij mi tu talerz kotletów, cztery butelki wina i flaszkę wódki. Do usług twoich, Rzeziłbie, moja kuchnia i piwnica dla każdego otworem. Dziekan był z gruntu dobrym człowiekiem, ale niezbyt przebiegłym. Ledwie się odwrócił, Rzeziłeb kazał dziecinie pójść zaraz na strych. — O Boże! zginąłem! — wołał nieszczęśliwy Gringalet. Płakał z dobrą godzinę, gdy usłyszał gruby głos Rzeziłba. Chłopczyna zbiegł po drabinie; Rzeziłeb porwał go i zaniósł do swojej izby, potykając się co krok, bo się upił jak bela; ledwie stał na nogach. Małpa była wiązana u łóżka. Na środku izby stał stołek. — Siądź tu, rzekł Rzeziłeb do chłopca. Gringalet usiadł; a Rzeziłeb, nic nie mówiąc, przywiązał go sznurem do stołka. — Mój Boże, jęczał chłopczyna, teraz już nikt nie przyjdzie mnie oswobodzić. Nikt nie miał przyjść; dziekan odszedł uspokojony; Rzeziłeb zamknął i zaryglował furtkę dziedzińca“’.
— O! teraz Gringalet zginął! — przerwał jeden z więźniów.
— Szkoda chłopca! Co z nim będzie?
— „Kiedy już Gringalet był uwiązany do stołka, gospodarz rzekł: „Ha, tyś winien, że mnie obił dziekan, za to umrzesz!“ To mówiąc, wyjął z kieszeni dobrze wyostrzoną brzytwę, otworzył ją; schwytał jedną ręką chłopaka za włosy“.
Więźniowie okazali grozę swą i oburzenie szemraniem. Gdy ucichło, Pique-Vinlaigre kontynuował:
Strona:PL Sue - Tajemnice Paryża.djvu/579
Ta strona została skorygowana.