dziestu lat proboszcza tej ubogiej parafji, wyryte były cierpienia. Ręce mu drżały ze starości. Kiedy je podniósł, zdawało się, że błogosławi.
— Księże proboszczu, — rzekł Rudolf z uszanowaniem, — pani George podjęła się opiekować tą młodą dziewczyną, a ja polecam ją łasce pańskiej.
— Ma do niej zupełne prawo! Zasługuj dobrem postępowaniem na łaskę dobroczyńcy; ja cię będę zachęcał na dobrej drodze... — mówił, trzymając Marję za rękę. — W pani George znajdziesz przykład... we mnie doradcę, a Bóg dokończy wszystkiego...
Marja mimowolnie rzuciła się na kolana przed starcem. Zbyt głęboko była wzruszona; łkania nie dały jej mówić.
— Wstań, moje dziecię, zasłużysz na odpuszczenie błędów, których byłaś raczej ofiarą, niżeli sprawczynią.
— Bądź zdrowa, Marjo! — rzekł Rudolf, — przyjmij ten złoty krzyżyk. Schowaj go na pamiątkę. Kazałem na nim wyryć datę twego wybawienia...
Marja podniosła krzyżyk do ust. W tej chwili Murf otworzył drzwi salonu.
— Już konie gotowe, — powiedział.
— Do widzenia, księże proboszczu... żegnam cię, pani George... Jeszcze raz bądź zdrowa, Marjo!...
Szanowny starzec, oparty na pani George i Marji, wyszedł za Rudolfem. Ostatnie promienie zachodzącego słońca rzucały blask na tę zajmującą grupę. Starzec, ksiądz, symbol miłosierdzia; kobieta, która przebyła wszystkie bóle nieszczęśliwej małżonki i matki, młoda dziewczyna, ledwie z dzieciństwa wychodząca, którą nędza i podstęp strąciły w przepaść występku.
Rudolf wsiadł do pojazdu z Murfem, i konie puściły się galopem.
Strona:PL Sue - Tajemnice Paryża.djvu/58
Ta strona została skorygowana.