Strona:PL Sue - Tajemnice Paryża.djvu/581

Ta strona została skorygowana.

— „Zaczekajcież — rzekł bajarz — koniec historji najlepszy. Rzeziłeb padł na ziemię jak długi; tak był pijany, że nie ruszał ani ręką ani nogą i nie wiedział, co się z nim dzieje; padając omal nie zgniótł Gargussy. Wiecie już, jak ta zła bestja była mściwa; miała jeszcze w łapie brzytwę, którą jej dał gospodarz, żeby zarżnęła Gringaleta Cóż tedy robi małpa, widząc pana swego leżącego na ziemi, bez tchu? Skacze mu na piersi, jedną ręką napręża mu skórę na szyi, a drugą, mach! przecina mu gardło od ucha do ucha, właśnie tak, jak Rzeziłeb uczył ją wprzódy, żeby zrobiła nieszczęsnemu chłopczynie“.
— Brawo! wiwat! niech żyje Gangussa! — wołali jedni więźniowie, a inni: — Wiwat muszka! wiwat Gringalet!
— „Też same okrzyki, przyjaciele — zawołał Pique-Vinaigre uradowany, że bajka podobała się — powtarzała w godzinę potem cała ulica. Gdy zmierzchło, schodzą się jedne po drugich dzieci ze zwierzętami; stukają, nikt nie odpowiada, nakoniec idą do dziekana i mówią, że nie mogą dostać się do domu. — Pewnie Rzeziłeb spił się, mów; dziekan; trzeba wyłamać drzwi. Wybijają drzwi, wchodzą i cóż widzą? Gargussa skulona siedzi na trupie pana i bawi się brzytwą; biedny Gringalet siedzi uwiązany na krześle, szczęściem dość daleko, że go małpa dosięgnąć nie może, półmartwy, oniemiały. Na zapytanie dziekana, opowiedział co i jak się stało. — Dziekan słysząc o cudownem zdarzeniu, wołał: Wyprawmy pochód tryumfalny dla Gringaleta i Gargussy! Już była noc, zapalili pochodnie ze słomy, przywiązali małpę ma ławeczce i czterech chłopaków poniosło ją na barkach. Za małpą szedł dziekan, niosąc małego Gringaleta na ręku, potem wszyscy chłopcy Rzeziłba, każdy ze swojem zwierzęciem, jeden grał na fleciku, inny na dudzie; słowem, była radość, krzyk, hałas, wesele. Podczas marszu triumfalnego Gringalet myślał sobie: — Muszki! dobrze, żem nie dawał pająkom zjadać Was, bo...
Tu powieść bajarza została przerwana.