Strona:PL Sue - Tajemnice Paryża.djvu/595

Ta strona została skorygowana.

rodzinnego kraju, opatrzywszy ją dostatecznym funduszem.
— Bardzo pięknie! — zawoła! ksiądz rozrzewniony.
— Proszę — wtrącił Ferrand głuchym, urywanym głosem — przestańmy mówić o mnie.
— Pojmuję, — rzekł ksiądz, — że pochwały z ust przyjaciela obrażają twoją skromność; przystąpmy więc do interesu. Stosownie do zadania pańskiego, panie Ferrand, zdeponowałem w banku, pod mojem imieniem sto tysięcy talarów, przeznaczonych na restytucję, która przez moje ręce ma być uskutecznioną.
— Stosuję się w tym względzie, — odpowiedział Ferrand, — do życzenia osoby nieznajomej, która tę restytucję dopełnia, i która mi poleciła oddać panu tę sumę dla wręczenia jej baronowej Fermont. (Tu głos Ferranda nieco zadrżał.
— Z radością wykonam to — rzekł ksiądz.
— Ach, prawda! — zawołał Polidori. — Sto tysięcy talarów zwrócić odrazu, to rzadki wypadek.
— A to jeszcze nie wszystko, mości księże, — dodał Polidori, spojrzawszy ironicznie na Ferranda, — czcigodny nasz Jakób nie poprzestał na tem, że poruszył sumienie nieznajomego, który baronowej Fermont zwraca tak znaczną sumę; uczynił jeszcze więcej...
— Co chcesz powiedzieć? — podchwycił notarjusz.
— A Morelowie?
— Pan wiesz, — odezwał się notarjusz z udaną skromnością, wściekając się w duszy, że go zmuszają taką odgrywać rolę, — pan wiesz, że stary Morel dostał pomieszania zmysłów, dowiedziawszy się o haniebnym występku córki swej, Ludwiki. Liczna jego rodzina umierała z głodu, straciwszy w ojcu jedną podporę. Otóż osoba, która dopełnia dobrowolnej restytucji względem pani Fermont, prosiła mnie, abym jej wskazał jaką ubogą rodzinę potrzebującą wsparcia i zasługującą na nie. Wymieniłem Morelów i otrzymałem kapitał, który panu wrę-