Strona:PL Sue - Tajemnice Paryża.djvu/602

Ta strona została skorygowana.

ników, nie mających roboty, abyś tym sposobem okupił krzywdy, wyrządzone społeczeństwu.
— I to właśnie doprowadza mnie do wściekłości, choć mnie inne jeszcze dręczą kartusze.
— Książę wie o tem. Co względem nas dalej postanowi? nie wiem. A ta Cecylja, bodaj ją piorun spalił.
— Powtarzam, milcz! nie mów o niej!...
— Ona zgubiła nas! Głowy bezpiecznie siedziałyby nam na karku, gdybyś się po głupiemu nie zakochał w tej dziewce.
Zamiast wybuchnąć gniewem, Ferrand spytał smutnie:
— Czy ty znasz ją?... Powiedz, czy ty ją kiedykolwiek widziałeś?
— Nigdy. Powiadają, że piękna.
— Piękna! — odparł notarjusz, wzruszając ramionami. — Wiesz co, — dodał z goryczą i rozpaczą — milcz... nie mów o tem, czego nie znasz... Nie potępiaj mnie... Co ja zrobiłem, tybyś zrobił na mojem miejscu... Przed miesiącem, gdyby mi powiedzieli: — Oddaj życie, albo majątek, oddałbym życie.
— Nie rozumiem ciebie, — rzekł Polidori — więc czemu posłuszny jesteś rozkazom człowieka, który jednem słowem może cię oddać na rusztowanie? Czemu przeniosłeś życie nad skarby, kiedy bez nich zdaje ci się ono tak nieznośne?
— Bo widzisz, — odparł notarjusz cicho — umrzeć to znaczy przestać myśleć. A Cecylja?
— Ale nigdy jej nie zobaczysz, ona cię zgubiła!
— A ja, ja kocham ją zawsze i więcej, niż kiedykolwiek, — wykrzyknął Ferrand ze łzami i jękiem, będącemi w dziwnej sprzeczności z jego dotychczasowym udanym spokojem. — Tak, — zawołał, — nie chcę umierać... chcę spłonąć ogniem, co mnie pożera. Bo ty nie wiesz, ta noc, kiedym ją widział tak piękną, tak namiętną, tak czarującą, ta noc nie przestaje trwać dla mnie;