Strona:PL Sue - Tajemnice Paryża.djvu/605

Ta strona została skorygowana.
XLIV.
RUDOLF I SARA.

Hrabina Sara Mac-Gregor, po kilku dniach, spędzonych w stanie bliskim śmierci, wyszła nakoniec z niebezpieczeństwa.
Zmierzchło. Sara, siedząc w dużym fotelu, oparta na ręku brata, uważnie przeglądała się w zwierciadle, które służąca trzymała przed nią. Była blada jak marmur.
— Djadem, prędzej, prędzej! — zawołała Sara niecierpliwie i biorąc go, sama ubrała nim swe czoło. — Zawiążcie — z tyłu, tak, a teraz odejdźcie.
— Kiedy przyjdzie notarjusz Ferrand, niech zaczeka w niebieskiej salce, a księcia Rudolfa Gerolstein, skoro przyjedzie, zaraz tu wprowadzić. — Domawiając ostatnich słów, zaledwie mogła ukryć swoją dumną radość. — Nakoniec, — zawołała, zostawszy sam na sam z bratem, nakoniec zbliżam się do tej mitry, co była celem, marzeniem całego mojego życia. Wróżba się spełni.
— Saro, uśmierz to uniesienie, — odparł brat surowo, — jeszcze wczoraj wątpiliśmy, czy żyć będziesz, zawiedziona nadzieja zadałaby ci cios śmiertelny.
— Masz słuszność, Tomie; cios byłby zabijający, bo nigdy nadzieje moje nie były tak bliskie ziszczenia! Pewna jestem, że dlatego jedynie nie umarłam, że mi sił dodawała myśl, iż zdołam skorzystać z wiadomości, jakiej mi udzieliła zabójczym, nim mnie uderzyła żelazem. Ta jedna myśl utrzymywała moje życie, zawieszone na