Weź szkatułkę! Papier tam leży i portret córki naszej w czwartym roku malowany.
Po tych słowach, które wyczerpały jej siły, Sara zemdlona padła na krzesło. Rudolf stał jak piorunem rażony. Są nieszczęścia tak nieprzewidziane, tak groźne, że staramy się nie wierzyć im, póki niezwyciężona oczywistość nie zmusi nas do tego. Rudolf, przeświadczony o śmierci Marji, miał tylko jednę ostatnią nadzieję, że się przekona, iż nie jest jego córką. Zbliżył się do stołu, otworzył szkatułkę, zaczął czytać listy po jednemu i rozpatrywać dołączone do nich papiery.
Z coraz wzrastającą, niewypowiedzianą boleścią, Rudolf mimowoli przekonywał się, że Gualeza była jego córką i że nie żyje. Na nieszczęście, wszystko zdawało się stwierdzać to przekonanie. Głos publiczny oskarżał Marcjalów o pozbawienie jej życia. Nadmienimy tu, że mimo starań doktora Griffon, hrabiego Saint-Remy i Wilczycy, Marja, długo znajdując się w stanie, nie zostawiającym nadziei jej ocalenia, tak była osłabiona moralnie i fizycznie, że odtąd nie była w stanie uwiadomić ani pani George, ani Rudolfa o swojem położeniu.
Taki zbieg okoliczności nie zostawił księciu najmniejszej nadziei. Ostatnią miał jeszcze wytrzymać próbę. Rzucił nareszcie okiem na portret, na który dotąd nie śmiał był spojrzeć.
W ślicznem, młodziuchnem licu dzieciny znalazł uderzające podobieństwo z rysami Gualezy. Na widok portretu, gwałtowny i wzburzony gniew Rudolfa rozpłynął się we łzach. Upadł na krzesło i zakrył twarz rękoma.
Strona:PL Sue - Tajemnice Paryża.djvu/611
Ta strona została skorygowana.