Strona:PL Sue - Tajemnice Paryża.djvu/632

Ta strona została skorygowana.

wiawia, obawiałem się najmniejszego natężenia umysłu... Ale teraz nie widzę powodu, żeby jej bronić pisać.
— Przynajmniej będzie mogła zawiadomić osoby, co się nią zajmują.
Podczas rozmowy hrabiego z doktorem, mnóstwo studentów weszło do sali; Griffon bowiem przyszedł nieco wcześniej niż zawsze, a teraz czekał aż wybije godzina zwykłej wizyty.
— Czy wszystka ta młodzież idzie za tobą do łóżka każdej chorej? — zapytał Saint-Remy, — obecność tylu mężczyzn musi im być nadzwyczaj przykra.
— Co znowu! chorzy nie mają płci.
— Słuchaj, doktorze, jesteś najlepszym, najgodniejszym człowiekiem, winienem ci życie, uznając, że posiadasz rzadkie zalety, ale nawyknienie i zamiłowanie w nauce sprawiają, że na pewne kwestje zapatrujesz się w sposób, który mnie oburza. Odchodzę... — dodał Sain-Remy, zwracając się ku drzwiom.
— Jakież bo, kochany hrabio, dziwne masz skrupuły! Niezupełnie wszakże cię uwalniam. Żmudnem byłoby dla ciebie chodzenie od łóżka do łóżka, zgoda na to; zostań więc na tem miejscu, zawołam cię tylko do dwóch albo trzech ciekawszych chorób.
— Niech i tak będzie, ponieważ chcesz koniecznie...
Wybiło pół do ósmej.
— Zaczynamy, panowie, — rzekł doktór Griffon, i rozpoczął wizytę na czele licznego grona słuchaczów.
Gdy przyszedł do pierwszego łóżka z prawej strony, którego firanki były zasunięte, zakonnica oznajmiła mu:
— Numer pierwszy umarł dzisiaj o godzinie pół do czwartej.
— Tak późno? to mnie dziwi; wczoraj rano byłem prawie pewien że do wieczora skończy.
— Co za mnóstwo ludzi chodzi za doktorem? — spytała Joanna Dupart sąsiadki swojej, praczki.
— To asystenci i studenci.