Strona:PL Sue - Tajemnice Paryża.djvu/636

Ta strona została skorygowana.

pokratesa nie pozostawiają najmniejszej w tym względzæ wątpliwości. — Doktór trącił pannę Fermont w ramię, żeby ją zbudzić.
Pacjentka otworzyła duże, głęboko zapadłe oczy.
Kto wyrazi jej osłupienie, jej przestrach?
Gdy mnóstwo młodzieży otaczało łoże, doktór wsunął dłoń pod kołdrę, żeby ją wziąść za rękę i zbadać puls.
Panna Fermont, zbierając wszystkie siły w jednym krzyku rozpaczy, zawołała:
— Matko! ratuj! matko!
W chwili gdy na krzyk nieszczęsnej dziewicy stary hrabia Saint-Remy, poznając jej głos, zerwał się z krzesła, drzwi sali otworzyły się i młoda kobieta w żałobie, weszła szybkim krokiem w towarzystwie dyrektora szpitala.
To była markiza d‘Harville.
— Zaklinam pana — rzekła do dyrektora mocno wzruszona — zaprowadź mnie pan do panny Fermont.
— Niech pani będzie łaskawą iść za mną — odpowiedział dyrektor z ukłonem. — Panna Fermant leży w tej właśnie sali, pod numerem 17.
— Nieszczęśliwa! ona tu — zawołała pani d’Harville, ocierając łzy — ach, to okropne.
Markiza, spiesząc za dyrektorem, zbliżyła się do grona osób zebranych przy łóżku panny Fermont, gdy dały się słyszeć następne sława, wymówione tonem oburzenia:
— Powiadam panu, że to jest prawdziwe zabójstwo.
— Ale, kochany hrabio, posłuchaj tylko.
— Powtarzam, doktorze, że obchodzenie się twoje jest nieludzkie. Uważam pannę Fermont za moją własną córkę; zabraniam ci zbliżać się do niej i natychmiast każę ją stąd zabrać.
— Ależ, drogi przyjacielu, to jest przykład nerwowej gorączki arcyrzadki, to była dla mnie jedyna sposobność.
Klemencja słuchała tych słów ze wzrastającym niepokojem, ale tłum uczniów był tak skupiony, że nie mogła