Strona:PL Sue - Tajemnice Paryża.djvu/639

Ta strona została skorygowana.

nąć oczy pani Fermont, uspokoiwszy ją co do przyszłości córki, która odbierze swój majątek.
— Odbierze! jakto?... notarjusz...
— Musiał zwrócić wszystko, co sobie przywłaszczył szkaradną zbrodnią: bo kazał był zamordować brata pan Fermont i rozgłosił, że ten nieszczęśliwy skończył samobójstwem, strwoniwszy fortunę siostry.
— Ach to okropne! Ledwie wierzyć mogę. Zbrodniarz popełnił dwa zabójstwa. Zamordował panią Fermont, jest sprawcą mąk, które znosi niewinna jej córka.
— Jest sprawcą innego zabójstwa, równie strasznego — przerwała markiza.
— Co słyszę!
— Przed kilku dniami pozbył się biednej dziewczyny, kazawszy ją utopić...
Saint-Remy cofnął się, spojrzał zdziwiony na markizę d’Harville, wspomniawszy Gualezę i zawołał:
— O Boże! — pani, jakiż dziwny zbieg okoliczności, kazał ją utopić, gdzie?
— W Sekwanie pod Asnieres, jak mi mówiono.
— To ona! to ona!...
— O kim pan mówisz?
— O dziewczynie, którą ten zbrodzień chciał pozbawić życia.
— Czy imieniem Marja?
— Pani ją znasz?
— Biedna... kochałam ją bardzo. Ach, gdyby pan wiedział jak była piękna, jak dobra. Ale skąd pan wiesz o niej?
— Doktór Griffon ma o niej staranie.
— Co pan mówisz?
— Poczciwa kobieta, z narażeniem własnego życia, uratowała ją w naszych oczach.
— Dzięki ci, o Boże! — zawołała Klemencja ze łzami. — Mogę więc uwiadomić go, że Marja jeszcze żyje. Ach, gdybyś pan wiedział, jak jestem szczęśliwa... A gdzie ona teraz jest?