Strona:PL Sue - Tajemnice Paryża.djvu/640

Ta strona została skorygowana.

— Pod Asnieres, w domu pana Griffon, przyjaciela mego; tam ją przeniesiono, tam mają o niej najczulsze starania. Była chora, ale od dwóch dni wyszła z niebezpieczeństwa. Doktór pozwala jej dziś pisać do znajomych.
— O, panie, ja, ja sama chcę mieć szczęście powrócić ją osobom, które mniemana jej strata pogrążyła w smutku.
A zwracając się do zakonnicy, która zajmowała się panną Fermont, zapytała:
— I cóż, pani, czy panienka przychodzi do siebie?
— Jeszcze nie. Biedna, ledwie czuć jak puls jej bije.
— Zaczekam, żeby ją zabrać skoro się orzeźwi. Lecz powiedz mi, pani, w liczbie chorych kobiet co tu leżą, czy nie znasz której, co szczególniej zasługuje na pomoc, i którejbym mogła się czem przysłużyć, nim wyjdę ze szpitala?
— Ach pani, Bóg panią zsyła — rzekła zakonnica — oto tu — dodała, wskazując na łóżko, gdzie leżała siostra Pique-Vinaigra — jest kobieta bardzo chora i istotnie godna litości.
Joanna Duport, zaledwie ocucona po gwałtownym ataku nerwowym, którego dostała po badaniu doktora Griffon, nie spostrzegła dotąd pani d’Harville. Jakież więc było jej zdziwienie, gdy markiza, podchodząc do łóżka, rzekła do niej z dobrocią:
— Moja kochana, nie troszcz się o dziatki; ja będę miała staranie o nie; myśl tylko o tem, żebyś prędzej przyszła do zdrowia i mogła wrócić do nich. Uspokój się, nie troszcz się wcale o dzieci, nawet, jeżeli chcesz, każę cię dzisiaj odwieźć do domu, będziesz się leczyć u siebie, niczego ci nie zbraknie i będziesz razem z dziećmi.
— O mój Boże! cóż to ja słyszę! — zawołała Joanna. — Skąd tyle łaski dla mnie? czem na nią zasłużyłam?
— Za to wszystko błogosław jednę osobę — przerwała Klemencja lekko rumieniąc się na wspomnienie o Rudolfie, — osobę, która nauczyła mnie litować się nad nieszczęśliwymi.