Strona:PL Sue - Tajemnice Paryża.djvu/644

Ta strona została skorygowana.

— Dłużej tu nie zostanę, nienawidzę Paryża, wkrótce wyjadę...
— Dobrze, mości książę.
— Jutro wstąpimy do Bouqueval. Zamknę się na kilka godzin w pokoju, gdzie córka moja przepędziła jedyne szczęśliwe dni życia, zabiorę wszystko, co po niej zostało, książki, które czytała, jej suknie, sprzęty. A w Gerolstein, przy grobowcu ojca mego, każę postawić domek i w nim taki sam urządzić pokoik. Tam będę opłakiwał córkę.
— Książę, zapominasz — wtrącił Murf — że jutro w Bouqueval odbędzie się ślub Rigoletty z synem pani George. Książę, zapewniłeś los Germaina, dałeś Rigolecie posag, ale oprócz tego, obiecałeś być ma ich weselu.
— Nie, nie, smutek lubi samotność, ty pojedziesz zamiast mnie. Poproś panią George, żeby zebrała wszystko, co było własnością mojej córki, żeby kazała odrysować dla mnie jej pokój.
— Czyliż książę pojedziesz, nie zobaczywszy się nawet z markizą d’Harville?
Słysząc to imię, Rudolf zadrżał. Pałał ku niej głęboką miłością, czuł, że tylko jej przywiązanie może słodzić jego cierpienia, lecz wyrzucał sobie tę myśl, juko niegodną uczuć ojca.
— Wyjadę — odpowiedział — nie zobaczywszy się z markizą. Pisałem do niej, ona wie, jakim ciosem była dla mnie śmierć Marji. Gdy się dowie, że Marja była moją córką, sama pojmie, że tak wielkie nieszczęście trzeba znosić samotnie.
Wtem zastukano do drzwi i wywołano Murfa. Wrócił po chwili, tak blady, tak zmieszany, że Rudolf zapytał?
— Cóż się stało?
— Markiza d’Harville...
— O Boże, czy znowu jakie nieszczęście?
— Nie wiem.
— Poproś ją, choćbym miał umrzeć na miejscu! —