Strona:PL Sue - Tajemnice Paryża.djvu/647

Ta strona została skorygowana.

chwilę myślałem, że... ale nie, widzę, że się omyliłem — i Rudolf padł na krzesło, zakrywając twarz rękoma.
Pani d’Harville stała w osłupieniu, nieporuszona, milcząca, ledwie śmiała odetchnąć, nakoniec, uniesiona religijną wdzięcznością, zapomniawszy o obecności Rudolfa i Murfa, przyklękła i wyszeptała:
— Dzięki ci, o Boże! że wybrałeś mnie, abym mu doniosła, że córka jego żyje.
Chociaż wymówione pocichu słowa te, doszły do uszu Rudolfa i Murfa. Książę spojrzał na markizę; niepodobna wyrazić rozlicznych uczuć, które malowały się na jego twarzy.
— Żyje... gdzież ona jest? — spytał, drżąc cały jak liść.
— Na dole, w moim pojeździe.
Gdyby Murf nie był się rzucił z szybkością strzały i zatrzymał go, Rudolf wybiegłby na ulicę.
— Książę! zabijesz ją! — rzekł Murf.
— Od wczoraj dopiero zaczyna wracać do zdrowia — dodała Klemencja.
— Książę, wróciłeś mi ojca. Bóg dobrotliwy dozwala mi księciu powrócić córkę — odpowiedziała Klemencja.
— Jak została uratowana? kto ją ocalił? — zawołał Rudolf. — Patrzcie, jak jestem niewdzięczny, jeszcze o to nie spytałem.
— Dobyła ją z wody śmiała kobieta.
— Pani ją znasz?
— Znam. Jutro do mnie przyjdzie.
— Winienem jej wiele — rzekł książę — ale potrafię się uiścić. Teraz — dodał, uspokoiwszy się o tyle, że na twarzy jego nie było znać wzruszenia; — teraz jestem panem siebie. Murfie, idź, przyprowadź moją córkę.
— Czy tylko książę jesteś pewny siebie? — spytała Klemencja — nie zdradzisz się?
— O, bądź pani spokojną, wiem, ma jakiebym ją naraził niebezpieczeństwo, Murfie, proszę cię, nie ociągaj się.
— Natychmiast pójdę, tylko mi książę pan pozwól mi-