Strona:PL Sue - Tajemnice Paryża.djvu/648

Ta strona została skorygowana.

nutę czasu, przecież człowiek nie z żelaza — rzekł poczciwy anglik, ocierając ślady łez — nie trzeba, żeby wiedziała, że płakałem.
— Dzielny człowieku! — zawołał Rudolf, ściskając go za rękę.
Murf poszedł ku drzwiom, ale stanął w pół drogi i spytał:
— Mości książę, a co jej powiem?
— Tak jest, a co jej powie? — zapytał książę Klemencję.
— Że pan Rudolf życzy ją widzieć, nic więcej.
— Zapewne, że pan Rudolf życzy ją widzieć, to będzie dosyć. No, idź.
— Bezwątpienia, trudno wymyślić coś stosowniejszego — rzekł Murf, prawie tyleż wzruszony, co pani d‘Harville. — Powiem jej, że pan Rudolf chce ją widzieć. Tak niczego się nie domyśli, niczego spodziewać się nie będzie. — I Murf nie ruszył się z miejsca.
— Sir Walterze — rzekła doń Klemencja — boisz się.
— Prawda, pani, nie przeczę.
— Więc, przyjacielu — wtrącił Rudolf — miej się na ostrożności; zaczekaj raczej chwilę, jeżeli nie jesteś pewnym siebie.
— No, teraz już za siebie ręczę — rzekł Miurf, pociągnąwszy herkulesową ręką po oczach — w moim wieku takie wzruszenie jest zupełnie śmiesznem; nie lękaj się, książę, niczego. — I Murf wyszedł mocnym krokiem z twarzą spokojną.
Chwila milczenia nastąpiła po jego wyjściu. Klemencja, rumieniąc się, przypomniała sobie, że jest u Rudolfa sama z nim. Książę zbliżył się do niej i rzekł prawie z obawą:
— Jeżeli obieram ten dzień, tę minutę, żeby pani uczynić szczere wyznanie, to jedynie dlatego, że uroczystość tego dnia, tej minuty, powinna wyznaniu memu większą jeszcze nadać wagę. Odkąd panią widziałem, kocham cię. Dopóki powinność kazała mi ukrywać miłość, ukrywałem