Strona:PL Sue - Tajemnice Paryża.djvu/649

Ta strona została skorygowana.

ją; dziś pani jesteś wolna, powróciłaś mi córkę, czy chcesz być jej matką?
— Ja, mości książę! — zawołała markiza.
— Błagam panią, nie odrzucaj mej prośby, niechaj ten dzień ustali szczęście całego życia mojego — dodał Rudolf.
I Klemencja oddawna kochała księcia, kochała go namiętnie; zdawało się jej, że to sen; wyznanie Rudolfa, wyznanie tak proste i szczere, tak poważne i czułe, uczynione w takiej chwili, napełniało duszę jej niewymowną radością; odpowiedziała jednak, wahając się:
— Mości książę, moim obowiązkiem przypomnieć, jaki między mami przedział...
— Pozwól mi, pani — przerwał Rudolf — myśleć przedewszystkiem o mojem sercu, o mojej córce drogiej, uszczęśliw nas, nas oboje. Przed momentem stałem samotny, bez rodziny, niechże mogę powiedzieć: moja żona, moja córka; niechaj nakoniec to biedne dziecię, które nie miało rodziny, znajdzie ojca, matkę i siostrę, bo pani masz córkę, która będzie także moją córką.
— Ach, książę, na tak szlachetne wyrazy można odpowiedzieć tylko łzami wdzięczności — — zawołała Klemencja. — Ale otóż idzie córka księcia.
— O! nie opieraj się dłużej — rzekł Rudolf głosem wzruszanym i błagalnym — zaklinam cię, powiedz: nasza córka.
— Dobrze więc, nasza córka — szepnęła Klemencja w chwili, gdy Murf, otwierając drzwi, wprowadził Marję.
Marja, wysiadłszy z pojazdu markizy, przeszła przez przedpokój, napełniony służbą w bogatej liberji, salon, gdzie znajdowali się oficjanci, drugi salon, gdzie był szambelan z adiutantami księcia. Jakież było zdziwienie biednej Gualezy, nie znającej dotąd nic wspanialszego nad dom folwarczny w Bouquevial, gdy przebywała sale błyszczące od złota, jedwabiów, zwierciadeł i malowideł. Skoro weszła, pani d‘Harville podbiegła ku niej i, obejmując ją jedną ręką, zaprowadziła ją do Rudolfa, który, oparty na