Strona:PL Sue - Tajemnice Paryża.djvu/650

Ta strona została skorygowana.

kominku, nie był w stanie kroku posunąć. Murf co spieszniej stanął w oknie, zakryty dużą firanką, bo nie był dosyć pewny siebie.
Na widok swojego dobroczyńcy, swojego zbawcy, który poglądał na nią w niemem uniesieniu, Marja, już mocno zmieszana, zaczęła drżeć.
— Uspokój się, moje dziecię — rzekła do niej pani d‘Harville — przyjaciel twój, pan Rudolf czekał cię niecierpliwie, był bardzo o ciebie niespokojny.
— O, bardzo, bardzo niespokojny — wyjąkał Rudolf, nie ruszając się z miejsca, a serce zalewało mu się krwią na widok bladej, słodkiej twarzy córki. Mimo całej mocy charakteru, musiał ma moment odwrócić się, aby nie zdradzić głębokiego wzruszenia.
Na skinienie markizy d‘Harville, Rudolf zbliżył się do córki i rzekł:
— Nareszcie, dziecię moje, powrócona jesteś swoim przyjaciołom! Nie opuścisz ich więcej. Nadewszystko teraz zapomnij nazawsze, ile cierpiałaś.
— Tak jest, moja droga — dodała Klemencja — największy dasz nam dowód przywiązania, zapominając o przeszłości.
— Panie Rudolfie! pani George, która mi pozwoliła nazywać się matką, czy zdrowa?
— Zdrowa zupełnie, dziecię moje. Ale czy wiesz, mam ci udzielić ważnych wiadomości.
— Mnie, panie Rudolfie?
— Od czasu, jakem cię widział ostatni raz, zrobiłem wielkie odkrycie, dowiedziałem się, kto są twoi rodzice.
— O Boże!
— Wiem, kim jest twój ojciec.
W głosie księcia odzywało się stłumione łkanie. Marja, głęboko wzruszona, żywo zwróciła się ku niemu; szczęście, że miał czas obrócić głowę w inną stronę.
Poczciwy Murf, ciągle stojący za firanką; ucierał nos z piorunującym hałasem, bo płakał jak dziecko.