Strona:PL Sue - Tajemnice Paryża.djvu/658

Ta strona została skorygowana.

— Poprosić sir Waltera Murfa.
Służebna oddaliła się.
— Ten związek smutny jest, Rudolfie — odezwała się hrabina z goryczą. — Dla mnie smutny, dla ciebie będzie szczęśliwy.
Wtem wszedł Murf.
— Przyjacielu — rzekł doń książę — poślij ten list natychmiast przez adjutanta, niechaj weźmie mój pojazd i niezwłocznie wraca tu z Marją. Poproś księdza i świadków do przyległej sali.
— O Boże! — wykrzyknęła Sara, gdy Murf się oddalił — daruj mi siły, abym ją mogła widzieć przed śmiercią.
— Ach, dlaczegóż nie byłaś tak dobrą matką!
— Dzięki tobie nauczyłam się przynajmniej żałować za błędy.
— Więc nie zostało w tobie śladu nieubłaganej ambicji, co cię zgubiła! O, dlaczegóż ta poprawa jest tak późna!
— Późna, Rudolfie, ale głęboka, szczera, przysięgam.
— Saro! przez litość...
— Rudolfie, ostatnią mam prośbę, daj rękę...
— Ach! masz ręce jak lód! — zawołał Rudolf.
— Tak, czuję, że umieram.
— O! uspokój się, Bóg ci przebaczy, przyjmie twój żal szczery.
— A ty, Rudolfie, czy mi przebaczysz? O! powiedz. Niezadługo, gdy córka nasza tu będzie, nie będiesz mi mógł wybaczyć w jej obecności. Skoro umrę, co ci szkodzi, że mnie kochać będzie?
— Bądź spokojna, o niczem się nie dowie.
— Rudolfie! przebaczenia! przebaczenia! Czy będziesz bez litości? Czyliż nie jestem dosyć nieszczęśliwa?
— Niechaj ci Bóg tak wybaczy, jak ja wybaczam.
— Przebaczasz mi z głębi serca?
— Z głębi serca! — powtórzył książę wzruszonym głosem.