Strona:PL Sue - Tajemnice Paryża.djvu/663

Ta strona została skorygowana.

adresem bilety bankowe na 40.000 franków na posag dla mnie.
— Co za szczęście, że tak wielkie bogactwa dostały się w udziale człowiekowi tak dobroczynnemu jak pan Rudolf.
— Zapewne, jest bogaty, ale czy to na tem koniec!... Moja Ludwiko, dowiedzieliśmy się, że dobroczyńca twój, nasz, jest... zgadnij czem on jest? on jest księciem!
— Książę!
— Powiadam ci: książę; tak jest, książę! A ja mówiłam mu, że kiedyś będzie mi podłogę froterował! Wyobrazisz sobie moje pomieszanie. Widząc tedy, że to taki pan, nie śmiałam odmawiać przyjęcia posagu... Przywitawszy panią George z największą dobrocią i ścisnąwszy za rękę Germaina, książę mi powiedział: Cóż, sąsiadko, jak się mają twoje kanarki? Pewien jestem, że teraz wesoło śpiewasz na wyścigi z niemi. Tak jest, mości książę, odpowiedziałam, szczęście nasze wielkie, a zdaje nam się jeszcze większe i jeszcze milsze, ponieważ że je winniśmy księciu panu. Zapomniałam jeszcze powiedzieć ci, że na folwarku Bonqueval mieszkała przede mną jedna z moich towarzyszek więzienia, nazwiskiem Gualeza.
— Ha, tem lepiej, — rzecze Ludwika z goryczą, — więc i ona także szczęśliwa.
— Droga Ludwiko, przyjdą i dla ciebie lepsze czasy. Kogóż to tam widzę? Patrzaj, to pan Pipelet z żoną, jakaż mina wesoła, uradowana...
W rzeczy samej, pan Pipelet z szanowną małżonką zbliżał się dosyć szybkim krokiem. Alfred w spiczastym kapeluszu, jak zawsze, miał na sobie nowy zielony surdut, kołnierz: od koszuli zakrywał mu połowę twarzy. Anastazja wystroiła się w nową suknię z amarantowego merynosu. Fizjognomja Alfreda, zwykle tak poważna i zadumana, jaśniała teraz radością. Zdaleka spostrzegł Ludwikę i Rigolettę, przybiegł i wykrzyknął głębokim basem:
— Wyjechał! niema go!
— Mój Boże, panie Pipelet, co ci się stało?