Strona:PL Sue - Tajemnice Paryża.djvu/664

Ta strona została skorygowana.

— Wyjechał! Cabrion!!!... — wykrzyknął Pipelet, oddychając z niewypowiedzianą radością, jakby mu spadł z piersi ciężar ogromny. — Wynosi się z Francji na zawsze, na wieki! wyjechał!
— Przez kogo dowiedzieliście się o jego wyjeździe? — spytała Rigoletta.
— Powiedział nam o tem przyjaciel pana Rudolfa. Ale, ale, pani nie wiesz? dzięki rekomendacji mojej perły lokatorów, Alfred został odźwiernym lombardu i banku ubogich, który się ustanawia w naszym domu, — rzekła Anastazja.
— Dobrze nam się składa, — rzecze Rigoletta, — bo mąż mój, z łaski pana Rudolfa, jest dyrektorem tego banku.
— I nareszcie, — przerwał Pipelet, — w momencie gdy konie ruszyły, Cabrion widzi mnie, poznaje, odwraca i krzyczy: Odjeżdżam na zawsze! twój przyjaciel dozgonny! Szczęściem, że trąbka pocztowa zagłuszyła jego ostatnie słowa i to nieprzyzwoite tykanie, którem gardzę, bo przecież Bogu dzięki, wyjechał!
— I więcej nie wróci, — rzekła Rigoletta, wstrzymują się od śmiechu. — Ale czego nie wiesz, panie Pipelet, i co cię bardzo zadziwi, to jest, że pan Rudolf był...
— Był? czem był?
— Był przebranym księciem.
— Gdzież znowu, żartujesz pani! — zawołała Anastazja.
Alfred wbrew zwyczajowi zdjął szpiczasty kapelusz i nisko się ukłonił, wołając:
— Książę!... książę!...
Wtem pani George stanęła, przywołując Rigolottę.
— Moje dzieci, doktór przyszedł, — rzekła.