Doktór Herbin, mężczyzna lat dojrzałych, miał fizjognomję przenikliwą zarazem pełną dobroci, a głos jego, zawsze harmonijny, nabierał niezwykłej słodyczy, gdy mówił do obłąkanych. Doktór był jednym z owych lekarzy, którzy najwcześniej w leczeniu chorób umysłowych użyli dobrego obchodzenia się z obłąkanymi zamiast strasznych sposobów przymusu, jakie dawniej były rozpowszechnione.
Doświadczenie przekonało, że dla obłąkanych odosobnienie jest równie zgubne, jak jest zbawienne dla zbrodniarzy.
— Myślałam, — rzekła pani George do doktora Herbin, — że nie zbłądzę, towarzysząc synowi memu i synowej, chociaż nie znam pana Morela. Położenie tego poczciwego człowieka tak mnie zajmuje, iż nie mogłam się oprzeć chęci być świadkiem chwili, gdy zupełnie wróci do rozumu.
— Chociaż, — odpowiedział doktór, — nie mogę ręczyć za skutek środka, którego użyć zamyślam, zawsze jednak spodziewam się, że widok córki i innych osób bliżej mu znajomych, wywrze najpomyślniejszy wpływ. Jeżeli się pani nie lęka widoku obłąkanych, przejdziemy kilka dziedzińców, aby dojść do jednej z zewnętrznych budowli, dokąd odesłałem Morela, bo dziś nie kazałem go prowadzić do folwarku, jak zwykle.
— Do folwarku? — spytała pani George, — proszę pana, alboż tu jest folwark?
Strona:PL Sue - Tajemnice Paryża.djvu/665
Ta strona została skorygowana.
LV.
BAKAŁARZ.